Weekend z historią. Z historii basenu na lubańskich Księginkach
Basen na Księginkach przed II wojną światową (zdjęcie ze zbiorów Janusza Kulczyckiego©)
Niedawno Przegląd Lubański opublikował ciekawy materiał na temat basenu na lubańskich Księginkach. Chciałbym do tego dorzucić swoje trzy grosze, bo tak się składa, że i w sprawie tego obiektu zdarzyło mi się maczać palce.
Basen
Basen pochodzi sprzed wojny. W zbiorach Janusza Kulczyckiego znajduje się kilka widokówek sprzed 1945 r. z tym obiektem. Jak na osiedlowe, właściwie wiejskie kąpielisko (Księginki były wówczas samodzielną gminą wiejską i nosiły nazwę Kerzdorf), robił wrażenie. Od strony torów znajdował się drewniany szeroki pomost, który oprócz kąpieli czy leżakowania służył też do potańcówek. Za nim znajdowało się okazałe drewniane zaplecze. Niecka basenowa była betonowa.Od 1945 r. geodezyjnie teren należał do kamieniołomów i w istocie przez dziesięciolecia był dzikiem kąpieliskiem. Od najstarszych mieszkańców Księginek słyszałem, że i po wojnie organizowano tam zabawy ludowe. Ale nikt nie dbał o konserwację obiektu, stopniowo ulegał degradacji. Taki stan istniał po wojnie do czasu ukończenia budowy całkiem nowego zakładu przeróbczego kamieniołomów (ok. 1968 r.).
Basen na Księginkach przed II wojną światową (zdjęcie: domena publiczna polska-org.pl)
Za PRL-u istniał swoisty zwyczaj, iż po w miarę udanej większej inwestycji, ministerstwa fundowały zakładom „prezenty”, bez zbytniej troski o sens takowych. Co ciekawe, w takich sytuacjach zakłady zwykle nie miały nic do gadania. W przypadku kamieniołomów owym „prezentem” była modernizacja poniemieckiego basenu. Zbudowano całkowicie nową, powierzchniowo większą betonową nieckę z płycizną dla dzieci. Obok postawiono zaplecze z pomieszczeniem dla ratownika, przebieralniami oraz rząd kabin prysznicowych. Teren ogrodzono.
W latach siedemdziesiątych XX w. co roku, w okolicach święta 1 Maja, powtarzał się rytuał: w ramach tzw. „czynów partyjnych” w dniach wolnych od pracy zwoływano na basen członków partii z kamieniołomów. Z basenu spuszczano wodę, uzupełniano ewentualne ubytki w niecce, malowano ją na niebiesko, napełniano basem wodą, remontowano stolarkę drzwiową i okienną, budynek odmalowywano wewnątrz i na zewnątrz. Do pomieszczenia przyszłego ratownika wstawiano podstawowe meble, kupowano koło ratunkowe, apteczkę pierwszej pomocy oraz – oczywiście – żółty czepek. Zatrudniano ratownika. Następnie występowano do sanepidu z wnioskiem o dopuszczenie obiektu do użytku. I niezmiennie otrzymywano odmowę. Z trzech, a nie jak podał w swoim ostatnim artykule o basenie Sławomir Piguła na łamach Przeglądu Lubańskiego, jednego powodu. A były to: zagrożenie ze strony przebiegającej nad lustrem wody – nad brodzikiem dla dzieci (ten powód podał Sławek w swoim materiale) linii wysokiego napięcia, a także zdecydowanie nieodpowiednia jakość wody w basenie, bowiem nie spełniała żadnych obowiązujących w tym zakresie ówczesnych norm, pochodziła wprost z wód gruntowych, ze strumyka wypływającego spod poniemieckiej hałdy odpadów. Trzecim powodem była nieodpowiednia jakość powietrza. Przeważające w Lubaniu i okolicach zachodnie wiatry, przynosiły na teren basenu silne zapylenie z położonych obok hałd kruszywa oraz z pozbawionego instalacji odpylających zakładu przeróbczego.Po roku ten „rytuał” powtarzał się niczym serial.
Ewentualna inwestycja w stację uzdatniania wody, przekraczała ówczesne możliwości kamieniołomów. Podobnie było z linią energetyczną. Rozpatrywaliśmy dwie możliwości: demontaż części nieszczęsnej linii energetycznej znad lustra wody i poprowadzenie jej między sąsiadującymi z basenem słupami pod ziemią, z ominięciem niecki basenu oraz zachowanie istniejącej linii z powieszeniem pod nią uziemionej metalowej siatki. Taka możliwość istniała i była zgodna ze sztuką energetyczną oraz przepisami.
Co do poprawy jakości powietrza, to nowy zakład zawsze borykał się z problemem odpylania. Na ówczesnym rynku nie znajdywaliśmy odpowiednich skutecznych technologii, mogących rozwiązać ten problem. Tu dygresja: w historii lubańskich kamieniołomów był okres, kiedy działało skuteczne odpylanie. W poniemieckim, rozebranym podczas budowy nowego, zakładzie przeróbczym, proste i bardzo wydajne! Z opisanymi wyżej wariantami rozwiązania basenowych problemów wiązały się duże koszty; kopalnia miała o wiele ważniejsze problemy na uwadze, basen był przecież w istocie „dobrem niechcianym”.
Kort na basenie
Tak się złożyło, iż w latach 1975-76 znalazłem się w nieformalnej, przyjacielskiej grupie pasjonatów tenisa, która chyba pierwszy raz po 1945 r. dokonała rewitalizacji kortu na lubańskiej Kamiennej Górze (opisałem to kilka lat temu na łamach Ziemi Lubańskiej). U władz miasta z trudem wydeptaliśmy siatkę ogrodzeniową, farbę do jej pomalowania, ceglaną mączkę. Nasz wkład, to była robocizna, absolutnie społeczna, także z dużym udziałem naszych żon i dzieci. Mieliśmy kort!
Pech chciał, że ten czas zbiegł się z okresem wielkiej światowej popularności polskiego tenisisty, Wojciecha Fibaka. Na kort na Kamiennej Górze zaczęli nadciągać domorośli amatorzy tego sportu, także dzieci. Wielu musieliśmy uczyć trzymania rakiet, reguł gry, liczenia punktów. Serca nam rosły, ale… W końcu na „naszym” korcie zrobiło się tak tłoczno, że my, „ojcowie założyciele”, by pograć musieliśmy się tam umawiać… na godzinę 5 rano w niedziele lub,wtedy jedną w miesiącu, wolną soboty.
Ale nie poddaliśmy się. Nakłoniliśmy dyrektora kamieniołomów, śp. Mieczysława Kopacza, do pomocy w wybudowaniu kortu obok basenu na Księginkach. Zakład zapewnił nieodpłatną pracę spycharki, ładowarek i samochodów, zakup drenów, kruszywo oraz wysokie ogrodzenie.
Ta sama grupa przyjaciół na dnie wykopu ułożyła sieć drenów, rozplantowała kolejne warstwy kruszywa – licząc od dołu: tłuczeń, kliniec, warstwy grysu, na wierzchu mączka bazaltowa. Jak obliczyliśmy, na kort poszło ok. 800 ton kruszywa! Z naszej inicjatywy teren między kortem a kamieniołomami zakład obsadził szybko rosnącymi drzewami (półśrodek przed zapyleniem). Zakład wyznaczył nawet dozorcę-konserwatora. Co prawda kort nie był przepisowo ceglany, ale był nasz! Spędziliśmy tam wiele „roboczogodzin”. Zwykle po pracy (obiady w domach mogły przecież poczekać) grzmociliśmy w tenisa do woli. Zakładowa „złota rączka”, śp. Ludwik Cichański nieodpłatnie wykonał nam przepisowy wózek do rysowania linii oraz wysoki fotel sędziowski. Na naszym korcie gościliśmy kilka profesjonalnych drużyn spoza Lubania (zwykle łoili nam skórę). Wszyscy zachwycali się naszym kortem, szczególnie wózkiem do linii.
I nadszedł rok 1980. Większość z nas odłożyła rakiety, w większym lub mniejszym stopniu zaangażowała się w „Solidarność”. Na korcie zrobiło się pusto. Namawialiśmy młodszych, by przejęli pałeczkę (właściwie: rakiety). Ale nowe pokolenie miało inne priorytety. A może tak już jest, że jeśli przy czymś samemu się nie narobiło, to tego się nie ceni…? Opuszczony kort koło basenu niszczał. Miłośnicy złomu zajęli się ogrodzeniem, teren zaczął zarastać. I taki stan istnieje do dzisiaj.
Schyłek obiektu
Co do terenu samego basenu, to na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych m.in. zajmowałem się próbami pozbycia się przez kamieniołomy zbędnych terenów, także tego. Pamiętam, iż na budynek zaplecza basenu reflektował znany w Lubaniu rzemieślnik-mechanik, p. Szuter. Nawet geodezyjnie wydzieliłem dla niego działkę pod budynkiem. Ale ]jakoś nic z tego nie wyszło. Wiele lat później, jak słyszałem, ulokowali się tam lubańscy hodowcy gołębi pocztowych. Sama niecka basenu pozostała dzielnicowym, dzikim kąpieliskiem. Później teren stał się też miejscem pokątnych libacji. Jak pamiętam, wydarzyły się też tam dwa utonięcia; kamieniołomy, jako właściciel terenu, miały z tego powodu problemy. Nie wiem, czy obecnie ktoś ma jakiś pomysł na rewitalizację obiektu, bowiem wygląda on fatalnie.
Ale przynajmniej nasz wózek do sypania linii oraz sędziowski fotel, nadal wiernie służą na kamiennogórskim korcie. Na zdrowie!
Poniżej basen obecnie (zdjęcia wykonane przez Zdzisława Bykowskiego w styczniu 2024 r.)

Zdzisław Bykowski – związkowiec, współzałożyciel lubańskiej „Solidarności”, działacz opozycji demokratycznej, więziony i internowany w PRL. Po 1989 r. pierwszy Burmistrz Miasta Lubań.
Autor artykułu: Zdzisław Bykowski
Data publikacji 14.01.2024 r.






