Zygmunt Kulig bohaterski lekarz-więzień z obozu Hartmannsdorf (Miłoszów)
17 lipca 1944 roku, Kraków. Najpierw areszt przez gestapo i osadzenie na Pomorskiej, potem na Montelupich. Zarzucano mu kontakty z ruchem oporu. Tak rzeczywiście było. Wyrok mógł być tylko jeden – kara śmierci. U jednego z aresztowanych w Krakowie znaleziono opakowanie dagenanu, nowego leku niemieckiego, który polski lekarz przepisywał w pracując w Deutsche Bezirkkrankenkasse. Pozostawiono mu 20 łóżek szpitalnych i 20 łóżek chirurgicznych dla chorych dla polskich robotników.
Wyroku śmierci szczęśliwie uniknął. Jednak po 10-dniowym śledztwie z grupą innych więźniów jechał już do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Tam dostał numer 8752 oraz pasiak z czerwonym winklem „P”. Krótko pracował jako robotnik fizyczny, potłukł się, miał nawet pękniętą miednicę. Ktoś z obozu Gross-Rosen uciekł. Miano za to rozstrzelać wybranych 60 więźniów. Pierwszą dwudziestkę rozstrzelano. Kulig znalazł się w drugiej grupie, poprzez znajomego lekarza-więźnia laryngologa Popka z Krakowa prosił by pożegnać rodzinę. I wtedy zdarzył się kolejny cud. W obozie pojawiła się delegacja Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, więc więźniom zamieniono wyrok. Tak jak stali, załadowano ich do samochodów i wysłano w nieznane. Na miejscu okazało się, że to obozowa filia Hartmannsdorf.
Urodzony w 1902 roku Zygmunt Kulig, po skończeniu słynnego wadowickiego gimnazjum, poszedł na medycynę do Krakowa. Studia lekarskie skończył na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1929 roku. Podjął pracę w krakowskich szpitalach – II Klinice Chorób Wewnętrznych a od 1934 roku w szpitalu im. G. Narutowicza.
– Mam taki obraz. Powracający z obozu ojciec nie poznaje mnie. Miałam wtedy dwa lata. Pamiętam ojca w pasiaku, gdy cyklinuje podłogę – wspomina Maria Kubicka, córka Zygmunta Kuliga, jednego z kilku tysięcy więźniów, obozowego lekarza filii obozu koncentracyjnego Gross-Rosen w Hartmannsdorf. Ten pasiak przechowuje do dziś druga córka, Anna.
Pani Maria wraz z braćmi oraz rodziny innych więźniów przyjechały w maju do Miłoszowa, gdzie odsłonięto pomnik pamięci więzionych w KL Hartmannsdorf. Ja, korzystając z wakacyjnego pobytu w Krakowie, odwiedzam panią Marię, by dowiedzieć się więcej o jej ojcu. W domu u Kuligów nie rozmawiało się o obozie i swoich przeżyciach. Rodzice nie chcieli, aby dzieci wyniosły cokolwiek z domu do szkoły. Z obozu głównego Gross-Rosen do filii Hartmannsdorf więźnia-lekarza Zygmunta Kuliga przewieziono 24 listopada 1944 roku. Przebywał w nim do samego końca a obóz zlikwidowano 19 marca 1945. Lekarz pomagał w obozie wszystkim, także Niemcom z obsługi AL Hartmannsdorf. Nawet żonie komendanta, którą skutecznie wyleczył ją z kolki żółciowej. Instrument chirurgiczny z blaszki od buta posłużył mu do nacinania ropni więźniom, kawałki koszuli służyły do setonów naciętych ropowic. Idących do pracy w skalnych podziemiach więźniów uczył, które z przydrożnych roślin należy zbierać, bo mogą pomóc im przetrwać.
W połowie lutego widział, jak ponad tysiącosobowa grupa więźniów wyszła z Hartmannsdorfu w nieznane. Nikt nie wiedział, że po miesiącu dotrą do Buchenwaldu i dla wielu będzie to marsz śmierci.
Więzień Kulig nie mógł wziąć do ust zup, jakimi karmiono więźniów. Były to rozgotowane liście kapusty z robakami, albo liście dębu i pokrzywa.
– Nie był w stanie tego jeść. Ale ponieważ często do jedzenia nie było nic innego, a więźniowie o niego dbali, to zawiązywali mu oczy i go tymi „zupami” karmili – opowiada Maria Kubicka.
Lekarz pozostał w obozie opiekując się grupą więźniów obłożnie chorych i nie nadających się do marszu o własnych siłach. Wybrał dwóch najzdrowszych – Władka Kołłątaja i Zdzisława Molendę – do pomocy przy więźniach ale i przy pochówkach tych, którzy w międzyczasie umierali. Nie wiadomo dokładnie, ilu więźniów pochowano jeszcze w Hartmannsdorfie. Zdzisław Molenda szacował, że ok. 40-45 osób. Wykonano rysunek – plan tych pochówków. Zdarzyło się kilka lat temu – jak opowiadał Zdzisław Micigolski z Miłoszowa – że z Kielecczyzny przyjechały z tym planem w ręce dwie panie, szukając grobu swego bliskiego. Nie znalazły, ale w miejscu, gdzie były kiedyś groby, zapaliły świeczki. Szczegóły opuszczenia obozu Hartmannsdorf przez doktora Kuliga i grupę więźniów są opisane w książce „Arbeitslager Hartmannsdorf. Zapomniana filia KL Gross-Rosen”. Dodam tylko, że więźniowie ci trafili do Zittau, kolejnego obozu Zittwerke, a właściwie do jego wschodniej części za Nysę Łużycką, która nazywała się Kleinschönau (dzisiejsza Sieniawka). Tu doświadczyli kolejnego piekła, widząc tysiące wygłodzonych więźniów, głównie Żydów węgierskich, słowackich i polskich, zatrudnionych przy produkcji samolotów bojowych. Były także kobiety, na których wykonywano eksperymenty medyczne. Węgierska Żydówka w Kleinschönau rozpoznała w jednym z esesmanów słynnego doktora Josefa Mengele – „anioła śmierci” z Auschwitz. Tu z oprawcą, jakim był Mengele, musiał zetknąć się także doktor Kulig, bo w tej sprawie w 1972 roku, był przesłuchiwany. Ucieczka Mengele z Auschwitz pozostaje pełna zagadek, ale kolejni świadkowie potwierdzają, że mogła przebiegać przez Dolny Śląsk i północne Czechy. Swoje eksperymenty medyczne Mengele przeprowadzał do końca. Doktor Kulig opiekował się więźniami do wyzwolenia obozu, rozdzielał zapasy sucharów przywiezionych jeszcze z Hartmannsdorfu, gotował wywar z pokrzyw, opatrywał chorych. Po oswobodzeniu obozu zajął się grzebaniem zmarłych więźniów, tych pozostałych przy życiu przeniósł do miejscowego szpitala, w porozumieniu z radzieckim komendantem miasta. Kilka miesięcy temu zrealizowano dokument film „A mury mówią”(do obejrzenia w internecie). To tam z Hartmannsdorfu trafił doktor Kulig. Wkrótce wraz z Molendą i Kołłątajem wzięli kierunek na Görlitz. Przez Bunzlau doszli do Liegnitz, która była już polską Lignicą. Tam 17 maja od polskiej administracji państwowej otrzymał przepustkę, że może powrócić do Krakowa.
Na początku września odwiedził syn lekarza Andrzej, dziś profesor medycyny. Zapalił znicz przy miłoszowskim pomniku a potem wspólnie udaliśmy się na teren poobozowy Zittwerke w Sieniawce. Syn chciał poznać miejsce, gdzie ojca zastał koniec wojny. Ponad 20-hektarowy zabudowany teren, częściowo zagospodarowany do dziś przeraża swoimi rozmiarami. Nie każdy z mieszkańców ma świadomość miejsca, co działo się tu podczas wojny. Obecnie trwają przygotowania, by i tu trwale upamiętnić więźniów Gross-Rosen. Towarzyszący nam Jan Witek, szef Łużyckiej Grupy Poszukiwawczej informuje, że wkrótce stanie tu stosowny pomnik. Jak w Miłoszowie.
Córka Maria pamięta, że dzień wcześniej do domu wpadł biały gołąb. Czyżby znak, że coś się wydarzy? Nadszedł 24 maja 1945 roku. Żona Janina, także lekarka, z pracy przybiegła pieszo przez cały Kraków do domu, by powitać męża. Nigdy nie dopuszczała myśli, że nie żyje, choć takie informacje wcześniej do niej docierały.
Głównym gościem tegorocznych uroczystości w Miłoszowie był 96-letni Roman Gierka, ostatni żyjący więzień obozu, który podziękował za upamiętnienie wszystkich ofiar tego miejsca. Publicznie podziękował też dzieciom doktora Zygmunta Kuliga. Mówił, że mieli wspaniałego ojca, który nie szczędził sił i serca, by pomóc innym więźniom.
– Któregoś razu, gdy byłem bardzo chory, doktor Kulig, który nie miał już żadnych lekarstw, ani środków zapytał tylko, czy mam jeszcze choć trochę siły, by się pomodlić. Widział pewnie, że ze mną już bardzo źle. Ale nie poddałem się. Opatrzność boska nade mną czuwała – opowiadał w Miłoszowie wzruszony pan Roman.
Córka lekarza dodaje, że ojciec po powrocie z obozu nawet najbliższym nie opowiadał o swoich przeżyciach wojennych. Zygmunt Kulig nie chciał jechać zeznawać do Niemiec, choć go kilkakrotnie zapraszano. Szczegółowe relacje złożył dopiero przed Międzynarodową Komisją Ścigania Zbrodni Hitlerowskich, która przyjechała do Krakowa z Frankfurtu nad Menem.
– Po tym przesłuchaniu prawie całą noc krzyczał przez sen. Widocznie miał majaki a straszne wspomnienia powróciły – podejrzewa córka Maria.
Dwa miesiące później, 20 sierpnia 1972 zmarł. Spoczął na Cmentarzu Rakowieckim w Krakowie.
Stowarzyszenie „Zamek Czocha” zorganizowało w ub. roku plenerową rekonstrukcję „marszu śmierci”, widowisko teatralne, konferencję historyczną i wydało książkę o obozie. W maju br. doprowadziło do odsłonięcia pomnika pamięci więźniów Gross-Rosen. Podobóz Hartmannsdorf działał od 1944 roku przez niespełna rok. Przewinęło się przez niego prawie 2 tysiące więźniów, głównie Polaków.
Janusz Skowroński
(przedruk z “Panoramy Leśnej” nr 9 z 17.10.2016 za zgodą autora)
Od redakcji: Janusz Skowroński i Jan Witek dokonali dalszych, sensacyjnych ustaleń w sprawie ucieczki doktora Mengele z Auschwitz w 1945 roku. Przeczytać o tym będzie można w n-rze 11/2016 miesięcznika “Odkrywca”