Zapłacił za dobre serce
Samotni staruszkowie są bardzo łatwym łupem dla osób pozbawionych uczuć wyższych. Pan Franciszek (na zdjęciu) i jego historia są najlepszym tego przykładem. Przez swoją ufność mężczyzna stracił mieszkanie, ale za to ma kredyt do spłacenia. Ulitował się nad młodą matką, a ona odwdzięczyła mu się, rzucając kamieniem.
Prawie dziewięćdziesięcioletni pan Franciszek mieszkał sobie w mieszkaniu komunalnym w Rynku w Lubaniu. Po śmierci żony kilka lat temu nie bardzo sobie radził z codziennymi obowiązkami, tym bardziej, że i na zdrowiu trochę podupadł. Dzieci niestety nie miał. Z pomocą przyszła mu młoda Magda S. sąsiadka mieszkająca piętro niżej. A to zrobiła zakupy, a to zaprowadziła mężczyznę do lekarza. Zdobyła na tyle jego zaufanie, że kiedy postanowił skorzystać z zakładu pielęgnacyjno – opiekuńczego w lubańskim szpitalu, zaproponował jej zamieszkanie u niego.
– Ich w mieszkaniu było chyba z dziesięcioro a dziewczyna miała najpierw jedno a potem dwoje dzieci więc, chcąc jej pomóc zaproponowałem jej, aby przeniosła się do mnie – opowiada pan Franciszek. – Zameldowałem ją, bo uznałem, że wszystko trzeba zrobić zgodnie z prawem. Miała tylko o mieszkanie dbać i oczywiście opłacać czynsz oraz regulować opłaty za gaz, wodę, prąd. Jak się okazało, zaledwie dwa razy zapłaciła a potem przestała. Ja tu jestem ponad trzy lata więc można sobie wyobrazić jak dług narósł. Chciałem im pomóc, a wziąłem sobie mola na głowę.
Dług pana Franciszka latem tego roku wynosił ponad 10 tysięcy, co sprawiło, że administracja skierowała do najemcy pismo ostrzegające przed eksmisją związaną z długiem. Wówczas sprawy wzięła w swoje ręce opiekunka medyczna, na co dzień zajmująca się panem Franciszkiem, Małgorzata Dąbrowska. Notarialnie została jego pełnomocnikiem, dzięki czemu mogła zawalczyć o sprawy swojego podopiecznego. Dzięki konsekwencji w działaniu i determinacji udało jej się w sądzie uzyskać nakaz eksmisji niewdzięcznej Magdy S. a u burmistrza umorzenie długu pana Franciszka, z przeniesieniem go na nieuczciwą lokatorkę. Mieszkanie oczywiście, w imieniu swojego podopiecznego zdała do administracji.
– To co zastaliśmy w tym, niegdyś wychuchanym przez pana Franciszka lokalu, to było straszne – relacjonuje Małgorzata Dąbrowska. – Tam nie było nic. Nawet kable ze ścian powyrywano. Przykro to mówić ale z mieszkania zniknęły nawet zdjęcia i pamiątki, nie mówiąc o osobistych rzeczach. To co pan Franek miał na oddziale, to tylko mu zostało.
Kawał dobrej roboty z ludzkiego punktu widzenia zrobiła naczelniczka wydziału gospodarki gruntami i mieszkaniowego Agnieszka Granisz.
– Za punkt honoru postawiłam sobie, żeby człowiekowi pomóc – opowiada naczelnik Agnieszka Granisz. – Po konsultacjach z radcą prawnym znaleźliśmy ścieżkę prawną, którą można było się poruszać, aby długiem nie obciążać pana Franciszka, który faktycznie nie mieszkał w lokalu a osobę, która go w tym czasie zajmowała.
Nie był to jedyny cios, który mężczyzna ostatnio zaliczył ze strony kobiet. Dobrotliwy pan Franciszek jakiś czas temu, kiedy to Magda i jej matka jeszcze go odwiedzały – bo na początku jego pobytu w zakładzie tak było – zgodził się wziąć na siebie pożyczkę dla nich. Zapłaciły dwie raty. I na tym koniec. Teraz to starszy mężczyzna musi ze swojej niewysokiej emerytury spłacać dług. Opatrzność sprawiła, że na jego drodze stanęła Małgorzata Dąbrowska. Kobieta zupełnie bezinteresownie dba o interesy swojego podopiecznego – dziadeczka, jak go pieszczotliwie nazywa. Na nic nie liczy, bo w sytuacji, w jakiej znalazł się staruszek, spadku z pewnością nie dostanie. Za to widać wielkie serce i ciepło, jakim obdarza swojego podopiecznego.
według mnie należy podać dane tych pań co oszukały zeby już wiecej nikogo nie naciągnęły