Tadeusz Steć non-fiction
Moda na biografie i wspomnienia, jaka ostatnio zapanowała na czytelniczym rynku trwa w najlepsze. Stolica żyje kolejną, drugą w ciągu ostatnich trzech lat książką o księdzu Twardowskim, na półkach są już nieznane „Dzienniki” Osieckiej. Jelenia Góra chyba pozazdrościła warszawskim salonom. Oto w stolicy Karkonoszy pojawiła się właśnie książka o legendarnym przewodniku. Nosi tytuł „Legenda Sudetów Tadeusz Steć. Życie i śmierć 1925-1993”. Jej autorem jest inny znany przewodnik sudecki Stanisław Jawor. Na stu pięćdziesięciu stronach, wzbogaconych o płytę CD, zawierającą 65 zdjęć i dokumentów w znacznie lepszej niż w książce rozdzielczości, Jawor mierzy się z legendą. I co więcej autor tę legendę bezlitośnie obnaża.
A robi to metodycznie, krok po kroku. Jego znajomość ze Steciem sięga roku 1960, kiedy to doszło do spotkania obu w Ośrodku Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, którym Steć kierował. Tytułowaliśmy go magistrem i nikomu do głowy nie przyszło podejrzewać go, że nie ma ukończonych studiów – taką „perełką” rozpoczyna książkę Jawor. I do bólu przyznaje się: uzgodniliśmy, nie mówiąc ani słowa, że jestem heteroseksualny. Steć nie był, choć autor przytacza jeden kobiecy wyjątek w życiorysie sudeckiego przewodnika, potwierdzający tę regułę. 33 lata znajomości to wystarczająco długo aby podjąć się napisania biografii o drugim człowieku. Jawor pracował nad książką o Steciu długo. Kilka lat temu, już niby była gotowa, gdy nagle pojawiało się coś nowego. Czytając „Legendę Sudetów” wydaje się, że warto było poczekać. Choćby na gruntowną kwerendę w IPN-ie, która zaowocowała całym rozdziałem pt. „Pracownik kontrwywiadu”. Steć uwikłał się i w służby kontrwywiadowcze, i później w organa bezpieki. To bezsporny fakt. Jawor pokazując zgromadzone dokumenty krąży wokół pytania: chciał czy musiał? Mając tak liczne kontakty z turystami z „lepszych” Niemiec i lubiąc „twardą” walutę dokonywał wyborów. Czy był porządnym agentem? Jawor, podpierając się opiniami ludzi ze służb, twierdzi że nie. Ale osąd pozostawmy czytelnikowi.
Mit, z którym Stanisław Jawor ostatecznie rozprawia się to tzw. sprawa Radomierzyc, pałacu nad Nysą Łużycką i znajomości Stecia z samym Piotrem Jaroszewiczem. Ich wspólna „wyprawa” po radomierzyckie archiwalia zakończyła się… Nie, szczegółów nie zdradzę, wszak nie odbiorę Jaworowi przyjemności objaśniania, jak w Polsce pisze się „historię nie dla idiotów” i kto w niej celuje.
Książka na każdym kroku podkreśla pionierkę Tadeusza Stecia w zagospodarowywaniu Sudetów, wyznaczanie nowych szlaków turystycznych czy tytaniczną pracę regionalisty na tzw. ziemiach odzyskanych, wpisujących się w obowiązujący nurt komunistycznej propagandy jako jedynie słusznych, bo piastowskich. Pomijając kontekst, praca pisarska Stecia nawet dwadzieścia lat po jego śmierci budzi nadal szacunek. Na końcu książki szczegółową bibliografię jego dorobku autorskiego zebrał i opracował jeleniogórski archiwista Ivo Łaborewicz. Aktywność pisarska Stecia trwała aż 35 lat. I choć wiemy, że po jego kultowych „Sudetach Zachodnich część I” (1965) następnych części – mimo zapowiedzi – już nie było, bo Steć wybrał mamonę, na dodatek w „lepszych”, bo west-markach, to i tak na wielu stronach książki przewija się tytanizm jego pracy. Nie znał internetu i nie korzystał – jak czyni to wielu dzisiejszych autorów przewodników turystycznych – z opcji „kopiuj – wklej”. Steć był oryginalny a każdy opisany szlak osobiście przeszedł, choćby znakując go czy prowadząc szczegółowe notatki. I był do tego genialnym samoukiem, potrafiącym korzystać z literatury obcej, głównie niemieckiej, zastanej w powojennej Jeleniej Górze (której nawiasem mówiąc nie oddał). Budził niekłamany podziw, respekt, szacunek. Z czasem przechodzący w odrazę i niechęć środowiska, które wcześniej wykształcił. Taki był. Inny niż wszyscy inni. Skończył tragicznie pewnej styczniowej nocy 1993 roku.
Podczas pracy nad książką Stanisław Jawor korzystał z archiwaliów rodzinnych Steciów i licznych rozmów z członkami rodziny. To widać w tekście. Zachodzi tylko obawa, czy książka, która będzie miała prawo nie spodobać się rodzinie, nie zostanie przez nią odrzucona? Ostatni casus „Kapuściński non-fiction” Artura Domosławskiego pokazuje, że Temida zaczyna śmiało sobie poczyna, wkraczając na obszary zarezerwowane dla literatury, dając pierwszeństwo nie czytelnikowi a dobrom osobistym osób trzecich. W przypadku non-fiction Stecia odezwać mogą się inni – choćby przewodnicy, turyści czy nawet seksualni partnerzy sudeckiej legendy. Bo ta książka może być solą w oku. A że jest „coś na rzeczy” niech świadczy fakt zapowiedzi jej jeleniogórskiej premiery. Pierwotnie autor miał zaprezentować ją na sobotnich (9.11.) obchodach 60-lecia koła przewodników sudeckich w Jeleniej Górze. W ostatniej chwili zmieniono program i Jawor z niego „wyleciał”. Mimo wszystko autor zapowiedział, że w auli Uniwersytetu Ekonomicznego w Jeleniej Górze na jubileuszu pojawi się. I tak się stało.
Książka już wzbudza kontrowersje. Przecież napisałem prawdę – autor konsekwentnie się broni. Na jeleniogórskich portalach internetowych pojawiają się pierwsze komentarze. Różne.
Janusz Skowroński
fot. Grzegorz Koczubaj
Stanisław Jan Jawor „Legenda Sudetów Tadeusz Steć. Życie i śmierć 1925-1993”,wyd. I Agencja Wydawnicza CB Warszawa 2013, str. 160 + płyta CD.