HomeHistoriaOpowieść o tragedii nad Nysą Łużycką

Komentarze

Opowieść o tragedii nad Nysą Łużycką — 8 komentarzy

  1. Wiele Pan pisze o Łuzyckiej Brygadzie Wojsk Ochrony Pogranicza, bo żołnierze o których mowa właśnie w niej służyli.Trzeba zaznaczyć że ŁB WOP była w Lubaniu ( koszary przy ul. Wojska Polskiego, służyło w niej ok 2 tys żołnierzy rozlokowanych w koszarach ( sztab brygady, kompanie: dowodzenia, łączności, remontowa, itd oraz w strażnicach i placówkach kontrolnych na ponad 200 km odcinku granicy państwowej, który zabezpieczał lubański WOP.To były złote czasy dla Lubania, który był miastem garnizonowym a Wojsko Polskie uczestniczyło niemal w każdej dziedzinie życia mieszkańców.Opiekowało się szkołami, przedszkolami, były drużyny Harcerskiej Służby Granicznej, wszystkie imprezy odbywały sie pod patronatem WOP.To były czasy!

    • Może warto by powołać strukturę lub aktywizować którąś z istniejących, aby efektywnie dbała o dobre imię Brygady. Myślę, że jej historia jest najlepszym odnośnikiem dla ostatnio modnych poszukiwań lokalnej tożsamości.

  2. Chciałbym zwrócić uwagę na inną stronę medalu, której nie widać z Pana tekstu. Bardzo ostrożnie używałbym określenia „bohater, bohaterowie” w stosunku do osób, które łapały czy strzelały do uciekinierów z okupowanej Polski. W okresie PRL-u nasłuchaliśmy się wiele propagandówek o WOP-ie, szpiegach, wrogach Narodu, zaplutych karłach reakcji, strasznych kapitalistach. Od strony radzieckiej strefy okupacyjnej (później NRD) raczej nie przechodzono do Polski. Ruch był głównie w odwrotną stronę. Główne zadanie w PRL-u służb granicznych to raczej niedopuszczenie do wyjazdu osób, które negowały ówczesny system komunistyczny. Problemem raczej było jak uciec przed NKWD czy UB. Byli więc wśród nich dawni AK-owcy, WiN-owcy, czy osoby chcące dołączyć do rodzin, którym wcześniej udało się uciec z kolejnej republiki radzieckiej. A później to już często nawet zwykła chęć za normalnością. Dość łatwo pisze Pan o tym, iż WOP-istom udało się zastrzelić dwie osoby, które chciały przekroczyć Nysę, a może owi WOP-iści zastrzelili prawych, normalnych Polaków, którzy uciekali przed wprowadzonym siłą ze wschodu reżimem? Wracając do Tadeusza Wróbla, w książce J.Skowrońskiego Tajemnice Lubania, jest ciekawe wspomnienie Mieczysława Zawady. Wynika z niego, iż osoba, która zastrzeliła Wróbla, nie chciała już służyć reżimowi i zdezerterowała z milicji szukając swojego ratunku na Zachodzie (dodam, że w milicji często kamuflowali się AK-owcy czy WiN-owcy). Natomiast z innej relacji zamieszczonej też w ww. książce wynika, iż Pieja chciał wsypać kolegów, którzy chcieli uciec na Zachód. Woleli więc się go pozbyć niż sami trafić do UB-eckich więzień. Wróbel, Pieja czy inni funkcjonariusze oczywiście wykonywali rozkazy przełożonych, więc wielu powie, że musieli strzelać do przekraczających granicę. Ale czy było to Bohaterstwo (bo pisze Pan o Wróblu jako bohaterze przez wielkie B) ? W czasach PRL-u – tak. Ale spoglądając dziś może bohaterami byli raczej Ci, do których strzelano i których wyłapywano na granicy, wtrącając później do komunistycznych kazamat ? Dla nich wydostanie się z okupowanej Polski to była często kwestia życia lub śmierci. A nawet jeśli to byli zwykli przemytnicy to czy też należała im się kulka w łeb? Sam pamiętam, iż na przełomie lat 80-90-tych przemyciłem z Berlina Zachodniego do Polski słodycze i sprzęt muzyczny. Dobrze, że nie działo się to za Bieruta… Oczywiście zawsze będzie mi żal ludzi, którzy niepotrzebnie ponieśli śmierć, zwłaszcza gdy stali się małymi trybikami narzuconego systemu, uwierzyli we wpajaną propagandę, choć nie można zapominać, iż im więcej trybików nawali, tym maszyna szybciej się rozleci. Dzisiaj musimy często pisać na nowo historię, która przez pół wieku była zafałszowywana. Pozwolę więc mieć nieco inny ogląd ówczesnych wydarzeń i roli służb granicznych, a owa tragedia nad Nysą nie ma więc tak prostej puenty.

    T.Bernacki

    • Myślę, że tytuł najlepiej oddaje myśl zawartą w artykule. Tragedią było to, że jedni strzelali do drugich „bo musieli”. Ginęli jedni i drudzy. Jednym stawiano wówczas pomniki, drugim dzisiaj. Tragizm tamtego pokolenia polegał na tym, że pomimo zakończonej wojny, przyszło im żyć w czasach brutalnej konfrontacji zgotowanej Polakom przez poróżnione miedzy sobą Zwycięskie Mocarstwa. Ani przesiedlenia, ani „żelazne kurtyny” nie były bynajmniej polskim wymysłem. Coraz więcej dowiadujemy się prawdy o tamtych skomplikowanych czasach z otwieranych po latach archiwów. Trzeba o tych sprawach pisać i za to chwała autorowi.

  3. Po takich słowach jak słowa Selenita żałuję bardzo, że nie jestem nisko ciśnieniowcem. Żal wielki. Trudno może kiedyś nim się stanę i wtedy… Wierzę, że takich i podobnych wpisów tu i tam będzie jeszcze sporo.
    I jeszcze tylko jedno zdanie. Chyba nie ma, co się chwalić tym, że uprawiało się przemyt. Bo tak to trzeba nazwać. No chyba, że był to przemyt na potrzeby walki o wolność i demokrację.
    Pozdrawiam wszystkich tych, którzy i w tamtym i w tym systemie żyli zgodnie z prawem, co wcale nie musiało znaczyć przyzwolenia na ten czy inny system.

  4. Czuję się wywołany do odpowiedzi przez panów Tęczę i Bernackiego. Kilka lat temu napisałem reportaż historyczny o Tadeuszu Wróblu. Sprawa ta powróciła, gdy w 2010 roku mój wydawca szykował wznowienie „Tajemnic Lubania”. Musiałem raz jeszcze zweryfikować swą wiedzę i udałem się do Pieńska. Także do lubańskiej Straży Granicznej, gdzie w kartonie pokazano mi złożone pamiątki po pieńskiej strażnicy. Wszystko to opisałem a tekst z książki zamieszczam powyżej pod artykułem Krzysztofa Tęczy powyżej.

    Załączam też 2 strony oficjalnego dokumentu granicznego z 1950 roku o wydarzeniu. Dotarłem do niego pracując nad książką.

    Jak widać z uważnej lektury – nie zginęło dwóch nielegalnie przekraczających granicę lecz jeden (pada nazwisko Szczypawka). Drugi, ranny i odnaleziony w kurniku też jest znany z nazwiska (Zalewski). Trzeci – ów milicjant z Karpacza – nigdy nie został zidentyfikowany, bo zbiegł. Teza T. Bernackiego, że mógł być członkiem WiN lub AK jest bardzo śmiała ale… nie można jej wykluczyć. W jeleniogórskiem były bardzo silne struktury WiN, zaś rok 1950 to już był ich schyłek. Jest już sporo opracowań na ten temat. Czy ów milicjant był zakamuflowanym członkiem WiN? To wyzwanie dla badających materiały w IPN-ie. Skoro sprawą zajęło się bezpieczeństwo… W reportażu wyjaśniam pojęcie tzw. „ściany”, odcinków na granicy, na którym patrol nie powinien się w danym miejscu i czasie znaleźć – mogło tu pójść o grę bezpieki z podziemiem.

    I jeszcze jedno. Całkiem niedawno otrzymałem list od osoby, która będąc w 1950 roku uczennicą SP nr 2 w Lubaniu (na ul. Kopernika) pełniła honorową wartę w koszarach przy DWÓCH TRUMNACH! A więc Wróbla i Pieji! Skoro Wróbel nie spoczywa na cmentarzu na Kamiennej Górze – dokąd, jak twierdzi rozmówczyni – udał się kondukt – zapewne spoczywa tam Pieja. Inny świadek (w reportażu) podaje trasę konduktu z trumną (Wróbla) do dworca kolejowego w Lubaniu.
    Nadal podtrzymuję tezę z reportażu, że śmiercią Wróbla chciano „przykryć” śmierć Pieji. Nie chcę iść za daleko w domysłach, czy Pieja wiedział za dużo o tym co dzieje się na strażnicy. Być może. Odsunięcie WSZYSTKICH kolegów od uroczystości pogrzebowych jest także dziwne i zastanawiające.
    Tak, jak robienie z Wróbla członka ZMW po śmierci, wybielanie życiorysu i całkowite pozostawienie w niepamięci jego narzeczonej, Bronki, w dodatku ciężarnej. To nie pasowało do wizerunku „bohatera” według Bieruta i Radkiewicza. Najbardziej przejmujący stał się los Krystyny, córki Wróbla, której NIKT nie pomógł. Nigdy, nawet po latach, już w III RP.

    A co do Hapunika. Polityczna indoktrynacja w wojsku wpajana żołnierzom, by za każdą cenę walczyć z wrogiem spowodowała, że żołnierz wskoczył do wody w ciężkim płaszczu. Tak naprawdę to on pociągnął go na dno.

  5. Bardzo fajnie się coś takiego czyta.Ex burmistrzu proszę o więcej.
    To tak ekscytujące jak Wołoszański.
    Pozdrawiam

  6. Aż łza się w oku kręci… Oczywiście, ta internacjonalistyczna, a nie ta roniona przez nacjonalistyczna hołotę. Było tak dobrze. Były sobie takie czy inne brygady chroniące granice, były w Lubaniu marsze i orkiestra wojskowa, grochówka też wojskowa. Kto to i po co, do ciężkiej ch…ry zniszczył, ja się pytam?!?!