O Anatolu Sawickim – w kwietniowym „Odkrywcy”
Najnowszy, kwietniowy numer miesięcznika „Odkrywca” zawiera m.in. obszerny artykuł o podpułkowniku Anatolu Sawickim, ostatnim komendancie lwowskiej Polski Podziemnej, którego tablicę odsłonięto w Lubaniu 1.03. w Dniu Pamięci o Żołnierzach Wyklętych. „Rozkazuję milczeć!” – taki nosi tytuł bogato udokumentowany artykuł Janusza Skowrońskiego. Zachęcając do lektury całości, prezentujemy fragment odnoszący się do aresztowania pułkownika w Lubaniu. Jego lektura daje do myślenia i zapewne przyczyni się do dalszych poszukiwań w dążeniu do ustalenia prawdy o ostatnich miesiącach życia pułkownika.
Redakcja
Rozkazuję milczeć!
(…) Lubań. Tu 16 marca 1948 roku komendant Sawicki zostaje aresztowany w swoim miejscu pracy. Jego bank mieści się na Magistrackiej 9b. Nad bankiem, na piętrze ma mieszkanie, gdzie czeka żona i córka. Ale Sawicki już tam nie dociera. Justyna Uryga (ps. „Maria”) i jej mąż Wojciech (ps. Wojcio”) także znani byli Sawickiemu jeszcze z Hanaczowa na Kresach, a teraz mieszkali po sąsiedzku na Magistrackiej 7, gdzie zorganizowano punkt kontaktowy dla całego Okręgu. Wojciech pracował w banku jako palacz, jego żona była w tym samym banku sprzątaczką. Justyna Uryga tak zapamiętała sam moment aresztowania: Przyszłam do banku jak zawsze około godz. 16.30 i zatrzymałam się w holu banku, w którym było jeszcze kilkoro ludzi. Po kilku minutach do holu weszło sześciu oficerów. Jeden zamknął drzwi na zasuwkę, bo nie było klucza. Dwóch legitymowało zatrzymanych ludzi, a jeden, chyba najważniejszy słabo mówiący po polsku, stał pod oknem i wszystko obserwował. [1] Piąty podszedł do okienka kasowego i rozmawiał z kasjerem, którego później aresztowali. Po wylegitymowaniu wszystkich zwolniono, mnie nie legitymowali, powiedziano mi żebym szła do domu, a sprzątać będę później i żebym nikomu nic nie mówiła. Jak wyszłam z holu, widziałam, że na holu przy schodach prowadzących na piętro też stało dwóch żołnierzy z bronią.
W banku, na kawałku papieru Sawicki kreśli kilka słów i podaje ubekowi. To prośba do żony o spakowanie niezbędnych na drogę rzeczy. Kochanie! wydaj buty, ciepłe skarp.[ety], ręcznik, mydło, grzebień, papierosy i zapałki. Wszystko zapakuj. Całuję Was gorąco Tolek. Jedyne słowo „gorąco” jest umieszczone nienaturalnie z boku podpisu. Emilia Sawicka, wtajemniczona od lat w sprawy konspiracji męża, natychmiast zauważa, że to ostrzeżenie. Ma złe przeczucia. W mieszkaniu nad bankiem pozostają ubecy. Trzech ludzi przez 4 godziny przeprowadza szczegółową rewizję. W tym czasie byłam w mieszkaniu ze swoją mamą – zapisała córka Anna. – Zabrali wszystkie zdjęcia przedwojenne i z okresu wojny oraz dokumenty, w tym dużo fałszywek. Na moją prośbę zostawili kasetkę z kilkoma zdjęciami. Mnie udało się ukryć jedna fałszywkę dokumentu ojca. Jeden z ubeków zabezpieczających klatkę schodową nie dopuszcza, aby ktokolwiek z rodziny miał kontakt z Sawickim i sam znosi na dół przygotowane przez żonę rzeczy. W nich powraca na dół napisana „gorąca” kartka. Sawicki ją zatrzymuje.
Dotychczasowa biografia pułkownika podaje, że natychmiast po aresztowaniu został przewieziony do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu. Ale to nieprawda. Przeczy temu… odwrotna strona kartki Sawickiego o wydanie rzeczy. Na niej kolejny zapisek pułkownika: Stwierdzam, że od urzędnika Urzędu Bezp.[ieczeństwa] otrzymałem 500 zł i 2 paczki papierosów Tolek 23.III.48. I poniżej, już innym atramentem dopisek do córki: Tuśka całuję Cię i mamę serdecznie. Nie należy wykluczyć, że czas aresztowania pomiędzy 16 a 23 marca Sawicki spędził w lubańskim więzieniu UB. Potwierdza to jego córka[2]. W każdym razie po pewnym czasie ubek powrócił z kartką na Magistracką 9b w Lubaniu, by oddać ją żonie. Pewnie nie bezinteresownie, może Sawicki zapłacił mu otrzymanymi pieniądzmi?
We Wrocławiu bezpieka robi mu trzy zdjęcia – z profilu, z przodu, w płaszczu i kapeluszu. I oznacza wspólną sygnaturą: WUBP 214/48. Są ostatnimi zdjęciami pułkownika. Pięć miesięcy później lwowski komendant Polski Podziemnej zostaje zamordowany we Wrocławiu. Krótko przed śmiercią, po kolejnym dniu ciężkich przesłuchań, na korytarzu ubeckiej katowni do rozpoznanej szefowej łączności kierowniczki swojej kancelarii z konspiracji, Zofii Orliczowej, zdąży wypowiedzieć zaledwie dwa słowa: Rozkazuję milczeć!
Jako komendant Eksterytorialnego Okręgu WiN Lwów z siedzibą początkowo w Krakowie, a następnie we Wrocławiu, działał w kierunku rozszerzenia terytorialnego i kadrowego podległej mu organizacji. Właściwego działania jednostek i dobrego wyszkolenia żołnierzy wchodzących w ich skład. Aresztowany i maltretowany w czasie śledztwa nie przyznał się do działalności, co uchroniło przed aresztowaniem wiele osób – tak niezłomność swego dowódcy potwierdzał po latach por. „Ryś”. [3]
W sprawie śmierci Sawickiego napisano wiele, często sprzecznych do dziś relacji. W stworzonej przez IPN pracy „Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny” (t.I, Kraków-Warszawa-Wrocław 2002) biogram podpułkownika zawiera zdanie, które poruszyło jego podkomendnych: [Sawicki] nie mogąc znieść dalszych tortur wykorzystał nieuwagę przesłuchujących i wyskoczył przez okno z III piętra na dziedziniec budynku. Czy był w stanie wyskoczyć, skoro świadkowie relacjonowali, że był zawsze tak skatowany, iż strażnicy wlekli go po schodach do celi? No a przede wszystkim każdy, kto ma pojęcie o więzieniach śledczych tamtych lat wie, że wszystkie okna były w nich okratowane i dodatkowo zabezpieczane siatką a plac na dole wybetonowany. Sawicki był zbyt uzdolnionym konspiratorem, który przez lata wojny nie dał się we Lwowie złapać ani Niemcom, ani Rosjanom. Taki czyn byłby zaprzeczeniem jego osobowości i honoru – argumentowali podkomendni. Okno musiało posłużyć oprawcom z UB za „argument” w dokumentacji, by uniknąć odpowiedzialności za śmierć przesłuchiwanego w czasie śledztwa więźnia. W dniu 8 sierpnia 1948 roku przesłuchiwanego szczególnie okrutnie. Podczas tortur miał pęknięty staw nadgarstka prawej ręki i trzy żebra wbite w wątrobę, co musiało być skutkiem kopania po jamie brzusznej, rany po obcasach butów na klatce piersiowej i zadrapania prawego policzka.
10 sierpnia Emilia Sawicka zawiadomiona została przez UB w Jeleniej Górze (mieszkała wówczas u rodziny w Sobieszowie), że ma natychmiast stawić w Prokuraturze Wojskowej we Wrocławiu. Po przybyciu poinformowano ją o śmierci męża. Zachowana w rodzinnych zbiorach notatka żony podaje precyzyjnie miejsce i czas zgonu: Okręgowy Szpital Wojskowy Nr 4 Wrocław Tolek 9/VIII godzina 2.50 min. Zaś pod kreską zaplanowaną datę pochówku: 14 p.[ogrzeb]. Pierwotnie pogrzeb miał się odbyć 13 VIII, jednak dopiero tego dnia USC we Wrocławiu wystawił akt zgonu. Sawicka w wielkiej tajemnicy dowiedziała się od lekarza wykonującego obdukcję, jakich obrażeń doznał jej mąż. W trakcie przygotowywania zwłok do pochówku, rodzina nie stwierdziła żadnych złamań kończyn i uszkodzeń czaszki, co przeczy wersji o samobójczym skoku przez okno czy wyrzuceniu przez nie ciała już po śmierci.[4] (…)
Janusz Skowroński
[1] Wywiad Okręgu AK-WiN poprzez swego informatora w WUBP szybko ustalił, że był to doradca NKWD w stopniu podpułkownika. Natychmiast zarządzono zmianę punktów kontaktowych dla oficerów sztabu Okręgu i ograniczono kontakty w dowództwie. Raport o aresztowaniu Sawickiego niezwłocznie przekazano do Londynu.
[2] Por. Anna Perliceusz: W sprawie błędów w biogramach Anatola Sawickiego [w:] Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 22, 2004. Co ciekawe, zachowane dokumenty z pierwszych przesłuchań Sawickiego noszą sygnatury IPN-Kr. Nie należy wykluczyć, że mogły one odbywać się w Krakowie, skąd już jesienią 1946 roku wyszły pierwsze zagrażające całej oficerskiej konspiracji lwowskiej aresztowania. Wymaga to z pewnością dalszych badań.
[3] Jan Kudła, oświadczenie świadka – kopia w posiadaniu autora.
[4] Niestety, wersja ta ciągle jest przypominana. Choć z niekonsekwencją w powoływaniu się na materiały UB, gdyż wcześniej podawano… wyższe piętro. 8 sierpnia 1948 r. około godziny 16.30 z okna na II piętrze WUBP we Wrocławiu wyskoczył na wewnętrzny dziedziniec więzień zmasakrowany w śledztwie trwającym pięć miesięcy. W stanie agonalnym został odwieziony do Polikliniki UB, a następnie do szpitala. Umieszczono go w izolatce pod strażą ubowców. „Nieprzytomny, sińce, tętno miarowe, oddech powierzchowny, klatka piersiowa po lewej stronie zapadnięta” – odnotowano w dokumentacji lekarskiej. „Znajdując się w Szpitalu Wojskowym usiłował zerwać bandaże, którymi została unieruchomiona jego klatka piersiowa, po czym kiedy doktor spytał, dlaczego targnął się na swoje życie, Sawicki Anatol odpowiedział, że tak chciał” – napisał w raporcie specjalnym Kazimierz Cessanis, ubowiec, który jako ostatni przesłuchiwał więźnia. Zmarł on 9 sierpnia 1948 r. o godz. 2.50 w nocy. Por. Tomasz Balbus: „Niezłomny do końca” [w:] „Rzeczpospolita” z 30.03.2011, seria „Żołnierze wyklęci”. Szkoda, że T. Balbus nigdy nie odniósł się do podważających tę wersję krytycznych uwag Antoniego Wojtowicza (oficera da zadań specjalnych ze sztabu Sawickiego) i Anny Perliceusz (córki), opublikowanych na łamach Zeszytów Historycznych WiN-u, nr 22, 2004.