Lubańskim śladem po… Frankfurter Buchmesse!
Od środy do niedzieli (11-15.10.) trwają Międzynarodowe Targi Książki we Frankfurcie nad Menem, najważniejsze na świecie doroczne wydarzenie księgarskie, w którym uczestniczą przedstawiciele wszystkich branż związanych z książką. Redakcja „PL” też tam gościła. Oto nasza relacja.
Najpierw akredytacja. Jej zdobycie nie jest skomplikowane. Należy posiadać legitymację prasową albo… wykazać się pracą w jednej z trzech (do wyboru) redakcji. Wystarczy podać link do strony internetowej. Robię to, załączając adres do zakładki „o nas” z internetowej strony „Przeglądu Lubańskiego”. O dziwo, to wystarcza. Niespełna pół doby później akredytacja przychodzi do mnie mailem. Wystarczy okazać przy wejściu. To ważne, bo od środy do piątku na targi wchodzą tylko osoby z branży księgarskiej, dziennikarze a nawet internetowi bloggerzy. Dla publiczności wstęp przewidziano na sobotę i niedzielę. Dumnie przypinam identyfikator z literą „P” (prasa) i jako „Author und Redaktor” wchodzę na tereny targowe, rozlokowane w sześciu pawilonach. Każdy z nich ma po kilka poziomów, między którymi przemieszcza się ruchomymi schodami. Między pawilonami można przejść lub przestać… Bo wszystko załatwiają kilkusetmetrowe ruchome ciągi komunikacyjne, przenoszące stojącego albo zaczytanego człowieka. Imponuje ilość wystawców – ponad 7 tysięcy, z ponad 100 krajów świata. Opanować w jeden dzień – nie sposób.
Hesja ma z książką wiele do czynienia od wieków. To przecież w pobliskiej Moguncji w połowie XV wieku Jan Gutenberg wynalazł druk. Niedługo potem – za sprawą drukarzy Johannesa Frusta, Petera Schöffera i Konrada Henckisa książka zaczęto handlować. Właśnie tu, we Frankfurcie. Z różnymi przerwami, spowodowanymi zawirowaniami wojennymi. Po II wojnie targi wznowiono już 18 września 1949 roku.
Gościem specjalnym tegorocznych targów jest Francja. We wtorkowy wieczór kanclerz Merkel i prezydent Macron uroczyście otworzyli imprezę. Pamiętajmy, że językiem francuskim posługują się w około 80 krajach na pięciu kontynentach.
Mijam stoisko francuskie i kieruję się do hal, w których wiem, że będą wydawcy, z którymi chciałbym się spotkać i porozmawiać. Bo to są prawdziwe targi, tu się o książce rozmawia, kupuje licencje, prawa autorskie, wymienia doświadczeniami. I niekoniecznie – w odróżnieniu do tego typu targów w Polsce a na wielu byłem – książki sprzedaje. Może w sobotę będzie inaczej, kiedy „ruszy” publiczność?
Na półkach przeważnie po jednym egzemplarzu każdego tytułu, można wziąć do ręki, przejrzeć, zapytać. Na każdym kroku wiele przejawów życzliwości i pomocy.
Jedno z wydawnictw promuje twórczość Kazuo Ishihuro, tegorocznego zaledwie kilkudniowego literackiego noblistę. Jego samego na targach nie będzie, choć autorów ze światowej półki ma być ponad dwustu. Wszyscy czekają na sobotę, kiedy pojawi się Dan Brown autor osławionego „Kodu Leonarda da Vinci”. Tym razem z najnowszą, bo zaledwie sprzed kilku dni wydaną książką „Orygin”. Równolegle ukazała ona w kilkunastu krajach, w tym w Polsce, o co zadbało Wydawnictwo SonjaDraga. Książka nosi polski tytuł „Początek”. Podobno wydawnictwo zapowiedziało przyjazd Browna do Polski i to jeszcze w tym miesiącu. Z innych autorów zapamiętuję przybycie do Frankfurtu Kena Folleta (tego od „Igły”) czy Salmana Rushdiego („Szatańskie wersety”).
Na dłużej zatrzymuję się przy stoisku znanego niemieckiego wydawnictwa Suhrkamp Verlag, gdyż uwagę przyciągają regały z książkami Arno Schmidta. Pisarza, który miał wiele wspólnego z przedwojennym Lauban, a który w już „naszym” Lubaniu miał swoją salę w śródrynkowym trecie. Miał ale już nie ma – o czym za chwilę.
W Lubaniu 100-lecie urodzin tego niezwykłego pisarza (przypadało 18 stycznia 2014 roku) przeszło bez echa, zapomniane i nieobecne. Tymczasem świat nie próżnuje i odkrywa twórczość Schmidta na nowo. Działająca Fundacja Arno Schmidta w Bargfeld w porozumieniu Suhrkampfem publikuje naprawdę sporo. Przekonuje mnie o tym Friedrich Forsmann (na zdj. z lewej), znawca i edytor dzieł Schmidta i o Schmidcie. Kiedy daje mi do przejrzenia najnowsze dzieło o pisarzu „Arno Schmidt. Eine Bildbiographie” naprawdę siadam z wrażenia. Siadam i przeglądam. Czego tu nie ma – lubańskie i gryfowskie dzieciństwo i młodość pisarza, liczne zdjęcia rodzinne i dokumenty, zdjęcia dawnego Lubania… Starannie wydana przez Fany Esterhazy „Biografia w obrazach” z wprowadzającym tekstem Bernda Rauschenbacha może zaimponować. Nie tylko rozmiarem (format A4), ilością stron (456) czy kolorowych zdjęć (850). Jakością wykonania, edytorstwem a przede wszystkim merytoryką zawartości. Nad wszystkim czuwał Friedrich Forstmann. No i promocja tej książki – obdarowany zostaję albumikiem 25 kart pocztowych, wybranych z „Bildbiographie” o pisarzu oraz pamiątkowym wielotematycznym plakatem, w którego rogu dostrzegam odręczny szkic ręką Schmidta planu dawnego Lubania, z zaznaczeniem szkoły, do której uczęszczał (Lyzeum) . Oczywiście chodzi o budynek przy dzisiejszym Placu Lompy. Na odwrocie plakatu imponujący zestaw dzieł (chyba wszystkich?) Arno Schmidta. Zgrupowane po cztery tomy każdy – powieści, opowiadania, wiersze i Juwenalia tworzą I grupę dzieł. Druga to 3-tomowe dialogi z ludźmi kultury. Trzecia – cztery tomy esejów i ostatnia – kolejne cztery tomy zebranych na ponad 1500 stronach późnych dzieł pisarza. Ale to nie koniec, jeszcze dwutomowy suplement (ponad 650 stron) to głównie proza, dialogi, eseje, wyjątki z autobiografii czy wywiady z pisarzem.
Jeśli czegoś w dzisiejszym Lubaniu nie wykorzystujemy, to świadomości, kim był Arno Schmidt i ile wniósł do literatury. Jako pisarz i tłumacz literatury anglo-amerykańskiej (chociażby samego Edgara Allana Poe). Kto wie, gdyby Schmidt żył o te 5-10 lat dłużej (zmarł 3 czerwca 1979 roku w wieku 65 lat), to dziś mówilibyśmy o literackim nobliście z Lubania. Kto wie…
Jeśli chcielibyśmy w Lubaniu promować historię miasta, która nie zaczęła się przecież w 1945 roku, to koniecznie pokażmy Europie i światu Lubań – Lubań Arno Schmidta! Przy wielu cennych inicjatywach lubańskiego Muzeum Regionalnego, stwórzmy jeszcze coś – modne słowo: produkt turystyczny – który przyciągnie byłych mieszkańców, miłośników literatury, znawców i krytyków, ludzi zainteresowanych historią, książką. Wejdźmy w porozumienia wydawnicze i promujmy Arno Schmidta w Polsce, stwórzmy programy translatorskie, edytorskie, wydajmy kilka wielojęzycznych pozycji (naprawdę niewielkim kosztem) pokazujących tamten (Schmidta) ale i ten współczesny, którego wcale nie musimy się wstydzić Lubań. A przecież sam Schmidt w wielu swoich utworach wyrażał swój krytyczny stosunek do niemieckiej historii i współczesności. W Polsce niestety, jest nadal mało znany. Przypomnijmy, że w 2006 roku prywatne lubańskie wydawnictwo Omega Jolanty Szpak przygotowało pierwszą edycję opowiadań pisarza, przetłumaczonych przez Marię Bagrij-Szopińską (Siedemnaście krótkich opowiadań). Tomik powstał przy współudziale śp. Andrzeja Pietrzykowskiego oraz Wolfa-Dietera Kruegera. Moi niemieccy znajomi, wiedząc, że mieszkam w Lubaniu, obdarowali mnie ostatnio „Republiką uczonych” Schmidta, wydaną przez PIW w 2011 roku. W polskim temacie Arno Schmidta „i to by było na tyle” – jak mawiał satyryk. Tylko, że trochę szkoda tej zmarnowanej i wciąż uciekającej szansy.
Cały dzień na Frankfurter Buchmesse 2017 spędziłem bardzo pracowicie. Rozmawiałem z kilkoma wydawcami niemieckimi (zmilczę o czym, żeby nie zapeszyć), poznałem ciekawych ludzi, których warto zaprosić do Polski. Takie targi książki to bardzo ciekawe miejsce. Także do przemyśleń o szansach, których się nie wykorzystuje. Trochę szkoda…
PS. Cały księgozbiór po zlikwidowanej kilka lat temu Sali Arno Schmidta w lubańskim trecie spoczął w kartonowych pudłach w lubańskiej bibliotece. Nikomu nie służy. Też szkoda…
(sprostowanie: księgozbiór od kilku lat jest już rozpakowany na półkach i służy czytelnikom. Andrzej Ploch, Redaktor Naczelny)