Weekend z historią. Włodzimierz Boruński w Lubaniu
Włodzimierz Boruński to bardzo znany, nieżyjący już polski aktor, reżyser, poeta, satyryk, tłumacz i dziennikarz, który cząstkę swojego życia spędził w Lubaniu. Jak trafił do do naszego miasta i co tu robił?
By przypomnieć jego lubańskie wątki z życiorysu, publikujemy poniżej reportaż historyczny Janusza Skowrońskiego, który ukazał się w jego książce pt. „Tajemnice Lubania”. Czynimy to za zgodą wydawcy (Agencja Wydawnicza CB Warszawa) i samego autora. Najnowsze wydanie „Tajemnic Lubania” jest dostępne w Lubaniu i można je nabyć w Saloniku Prasowym Bogusława Muskalskiego (ul. Bracka róg Szarych Szeregów) a także w sprzedaży internetowej na stronie wydawnictwa: https://cbwydawnictwo.com
*
A gdzie to siódme niebo?
(Janusz Skowroński, z książki „Tajemnice Lubania”)
Czy można zakochać się w mieście, które jest jedną wielką kupą gruzów? Oni udowodnili, że można. Ich, wtedy młodych, z bagażem wojennych przejść, Lubań po prostu zauroczył. Wojna odeszła w cień, znów chciało się żyć, a oni zaczęli chodzić z głowami w chmurach. I szybko znaleźli tu swoje siódme niebo. Dosłownie.
Ustalmy nazwiska.
Zaczynali grać w szóstkę – Włodzimierz Boruński, Ewa Turno, Marta, dla niektórych Maryla i jej mąż Józef Pietraszek, Hanka „Dede”-Dederko i Nuna Demusz-Bergmanowa.
Ustalmy miejsce akcji.
Lubań, Rynek 13, na pierwszym piętrze, z wejściem przez „Rekord”. Gdzie to było? Nad dzisiejszym barem „Ratuszowym” w Rynku.
Ustalmy czas akcji.
Początek 1946 roku.
Ustalmy tytuły.
Były różne. Ten pierwszy – „Na pięterku” – nawiązywał do miejsca, którym występowali. Ten drugi – „Dziki Zachód” – do miejsca, w którym przyszło im rozpocząć nowe życie.
Ustalmy sedno sprawy.
Zjawisko teatralne o nazwie „Siódme Niebo”.
*

Włodzimierzowi Boruńskiemu należy przypisać wiele nowych nazw w Lubaniu. Niektóre zachowały się do dziś, inne uległy zapomnieniu. Kino „Capitol” zmieniło nazwę na „Wawel” (zachowana do dziś), jednak ulica Wawelska zanikła zupełnie.
Bojowe mamy dziś zadanie,
bo historyczny dzień nam nastał:
to polskich imion nadawanie
ulicom piastowskiego miasta!
Tu napiszemy „Kopernika”,
niech Adolf się przewróci w grobie!
A tu „Braterska”, skąd wynika,
że bratnie armie są tu obie.
Tu będzie „Rynek”, tam „Łąkowa”,
„Leśna”, „Wawelska” koło kina.
A tu „Piastowska” – Boże prowadź
Nasze zastępy do Berlina!!!
Początki
Zrodziły się miesiąc wcześniej. W niedzielę, 30 grudnia 1945 roku w Lubaniu, w uratowanym od zniszczeń wojennych kinie „Capitol”, któremu nie tak dawno nadano bardziej „swojską” nazwę wzgórza i ochrzczono kinem „Wawel”, o godzinie dwunastej trzydzieści w południe odbyła się premiera szopki satyrycznej „Lubań na gorąco!” Głównym jej sprawcą i animatorem był Włodzimierz Boruński, redaktor lokalnej gazety „Na straży”, ukazującej się w Lubaniu dwa razy w tygodniu, drukowanej w poniemieckiej drukarni Carla Goldammera.

Gazetka żołnierska „Na Straży”, wydawana na froncie przez VII Dywizję Piechoty II Armii Wojska Polskiego, przekształciła się w gazetę dla wszystkich. Ukazywała się dwa razy w tygodniu, jej redaktorem naczelnym został Włodzimierz Boruński. Na stronie tytułowej – wiersz Witolda Dederki.
Nie ważne, moi mili, co minęło,
Nie ważne, że czasami było źle
Lecz ważne, że się pokonało zło, że się przecięło
wrzód i teraz do spokoju każdy mknie…
Być może nawet było niewygodnie,
Narzekał – może być – niejeden z Was,
Lecz śmiejmy się, bo kto wie, czy świat potrwa trzy tygodnie,
Więc szanujmy, moi mili, drogi czas!
To pierwszy krok,
Nasz w Nowy Rok,
W ten drugi rok sytości!
To pierwszy śpiew,
To pierwszy zew
Do pracy, do radości!
Dziś wkraczasz rad
W nieznany świat,
I w przyszłość patrzysz śmiało!
Wyzywasz los,
I wołasz w głos,
Żeby się nam udało:
Wprowadzić w kraju taki stan,
By już trzyletni zrobić plan,
By zrobić taki wielki skok,
By to był najważniejszy rok!
To pierwszy krok,
To pierwszy krok,
To pierwszy krok
w ten najszczęśliwszy Nowy Rok!
(Z szopki- piosenka noworoczna „To pierwszy krok”, słowa: Włodzimierz Boruński, muzyka: Józef Pietraszek)
Były lalki, które zaprojektował i wykonał Witold Dederko, kolejna indywidualność „Siódmego nieba”. Była muzyka i satyryczne teksty ośmieszające – jak to w szopce bywa – najważniejsze nazwiska w Lubaniu, ich wady i błędy. Bo były w tym młodym, polskim już mieście istotne problemy do rozwiązania.
W kinie dopisała frekwencja, bo szopkę wielokrotnie powtarzano. Przyszedł pierwszy, jakże spektakularny sukces artystyczny, choć niektórzy odebrali satyrę zbyt dosłownie. Nie miało znaczenia, że Boruński ostrzegał:
Być może, że czasami byłem przykry,
Być może, że ukłułem w prasie Was,
Być może, że pisałem baz dowcipu i bez ikry,
ale dziś jest Nowy Rok i mówię pas!!!
Od dzisiaj zacznę w prasie wszystkich chwalić,
I nikt nie będzie więcej grozić mnie!
Jak ktoś popełni coś, to on się może sam zawalić,
więc nie będę o Was więcej pisał źle!
Mimo to redaktor „Na straży” jeszcze długo po Nowym Roku tłumaczył się na łamach gazety. Nie wszystkie teksty były tak „grzeczne”, jak „Pierwszy krok”. Doskonale trafił z szopką w społeczne odczucia, w to, o czym mówiło się w mieście. I Boruński poszedł dalej…
Prasa zapowiada
W nowym, ślicznym lokaliku na piętrze, Rynek 13 (wejście przez „Rekord”) przychodzi na świat najmilsze, najweselsze lubańskie dziecko „Siódme Niebo”. Ta urocza spelunka artystyczna, jak ją nazwała garstka utalentowanych amatorów, dawać będzie codziennie publiczności lubańskiej maximum uczty duchowej, zawartej w mocnych, satyrycznych utworach najbardziej ciętych piór polskich, jak Tuwim, Hemar, Jurandot, Boruński i inni.
Już w pierwszym programie, na tle nowiutkiej oprawy dekoracyjnej, pod czarowne melodie znakomitych kompozytorów, ujrzymy i usłyszymy rewelacyjne piosenki sentymentalne, groteskowe i parodystyczne. Cały szereg skeczy, monologów, dialogów i inscenizacji porusza w arcydowcipnej formie najżywotniejsze problemy dzisiejszego społeczeństwa. Rewelacją widowiska będą specjalnie skonstruowane efekty świetlne, które dadzą w sumie ogrom wrażeń wzrokowych.
Kierownictwo artystyczno-literackie spoczywa w wytrawnych rękach Włodzimierza Boruńskiego, co daje pełną gwarancję wysokiego poziomu teatru. Nad całością techniczną czuwa Witold Dederko, który stworzył przemiły, barwny lokalik, fantastycznie udekorowany i oświetlony. Ze względu na bardzo małą ilość miejsc, kasa sprzedawać będzie bilety na kilka przedstawień naprzód. Pierwsza premiera teatru „Siódme Niebo”, która odbędzie się dnia 1 lutego r.b. o g. 20-ej wiecz., nosić będzie nazwę „Na pięterku” i będzie z pewnością wielką sensacją artystyczną naszego miasta.
Spektakl rozpoczynał prologiem przy opuszczonej kurtynie. Po uwerturze odegranej przez Józka Pietraszka, przed kurtyną stawała Ewa. Wyłaniam się zza kurtyny, jako „Siódme Niebo” w sukni lśniąco-błękitnej, pokrytej białą koronką jak obłokiem. W świetle reflektorów to bardzo ładnie wygląda – pisała po spektaklu w liście do matki. Wygłaszała swoją kwestię, po której wszystko stawało się jasne:
Przysłano mnie tu z daleka –
Z obszaru, którego nikt nie zna.
Którego nikt prawie nie widział –
Z ojczyzny wzruszeń i łez…
Z krainy, gdzie łąki śpiewają.
Gdzie pola się złocą piosenką…
Gdzie w lasach uśmiechy najszczersze
Przechodzą swój pierwszy chrzest…
– Po drodze mi powiedziano:
Pamiętaj, ty idziesz do ludzi.
Ty musisz wiedzieć, że słońce,
które w zanadrzu masz –
Nie tylko powinno ich ogrzać,
Nie tylko do pracy pobudzić
Lecz musi ich, uszlachetnić.
To wszystko, co ludziom dasz.
Szukałam na wielkim globusie
Tej ziemi, tej, którą wybiorę –
Pytałam przeróżnych przechodniów
Gdzie mogę zatrzymać swój krok?
I choć mi nikt rady nie dał.
I choć mnie nikt nie prowadził –
Znalazłam! I skierowałam
Na Ziemie Zachodnie swój wzrok.
Z obłoków zeszłam na ziemię.
Witano mnie solą i chlebem!
Od razu postanowiłam
Tu wstać i tutaj żyć.
Po prostu się przedstawiłam:
Ja jestem to „Siódme Niebo”.
W którym niejeden z was tu
Chciałby zapewne być.
I wiem, że już od tej chwili
Będziemy razem pracować.
Będziemy życie budować
Od nocy do brzasku dnia –
Dla szczęścia i dla uśmiechów.
Dla bólu i dla radości
Złączyliśmy się na zawsze
I wy – i Lubań – i ja!
I znikała za powoli rozsuwającą się kurtyną. Ewa stała na podwyższeniu na tle olbrzymich biało-błękitnych iskrzących się, poruszających skrzydeł – po obu stronach niżej stały polskie miasta.
Ewa Turno włożyła w swe role cały czar młodej uroczej mężateczki-kobieciątka, jej subtelna kokieteria, dziewczęce ruchy, predysponowały ją na sceny stolicy – pisano później.
Miastami „podzielili się” następująco: Lublin – Dederko, Warszawa – Marta, Kraków – Hanka, Łódź – Nuna, Lubań – Boruński.
Dederko:
Hallo, Lublin!
Marta:
Tu Warszawa!
Hanka:
Hallo, Kraków!
Nuna:
Tutaj Łódź!
Ewa:
Co za rwetes, co za wrzawa.
Tylko okiem bracie rzuć!
Boruński (ma na głowie wieżę, wtedy mówiono:”Braterską”):
Niewygodnie trochę mnie z tym
Bo to swoją wagę ma –
Ja przepraszam – Lubań jestem –
Najważniejsze miasto dnia!
Dederko:
Krakowskie Przedmieście w Lublinie
W tym mieście, gdzie pierwszy raz
Witaliśmy wojsko przy kinie
A wojsko witało nas…
Nuna:
Jednak miła jest ta Łódź
Co tu gadać, kłóć się kłóć!
Najlepiej czas przechodzi
w Łodzi… w Łodzi… w Łodzi…
Gdzie jest, proszę państwa, taki Helenowski park.
Gdzie kobiety nie malują prawie sobie warg.
Gdzie Tivoli – Grand-Cafe
Gdzie Ziemiańska – no i gdzie
Najlepiej czas przechodzi
w Łodzi… w Łodzi… w Łodzi…
Marta:
Na Kercelaku u nas w Warszawie
Znajdziesz swobodę, znajdziesz uciechę.
Spotkasz tam wszystkich znajomych prawie
I pogawędzisz ze swoim Wiechem.
Pójdziesz Wisełką, pójdziesz ulicą.
Patrzysz, jak wszystkim oczka się świcą.
Chociaż jest w gruzach – wre praca, zabawa
Taka już jest ta nasza Warszawa!
Hanka:
Po Plantach sobie idziesz dumnie
A Wawel lśni swobodą i słońcem
I z wieży Mariackiej chcesz słuchać sygnału
I serce tak bije gorąco…
Boruński:
Co tu gadać, nasza chluba
Gdzie znalazłeś szczęścia łut
To jest tylko miasto Lubań
Ten najmilszy dla nas gród…
Wszystko pachnie polską glebą
Wszystkim szwabom tu na złość –
Wreszcie jest tu „Siódme Niebo”
A to także przecież coś…
A potem, już w komplecie, śpiewali swój hymn artystyczny:
Siódme niebo, siódme niebo
Urządziło tu w Lubaniu walny zjazd.
Spójrzcie – jak się iskrzy milionami gwiazd.
Jak się srebrzy uśmiechami polskich miast!
Siódme niebo, siódme niebo
dziś zabiera wszystkich ludzi w swoją moc
I przegania smutek i rozwidnia noc.
I przynosi wszystkim ludziom szczęścia moc!
Tego Lubań dotychczas nie znał. Teraz zaczął podziwiać. Sława artystyczna rozchodziła się błyskawicznie. Siódme Niebo” stanowi prawdziwą rewelację w Lubaniu! „Siódme Niebo” to jest nazwa stałego teatrzyku literacko-artystycznego. Stworzył to Włodzimierz Boruński, redaktor gazety, bardzo zdolny aktor i literat i wciągnął nas. Jest specjalnie wybudowany na ten cel mały, przytulny lokal z dekoracjami Dederki. Bardzo ładny. Jest nas tylko 6-ro aktorów. Gram dzisiaj już 4-ty dzień z rzędu…. – pisała Ewa Turno-Ornowska w liście do matki. – Sala za każdym razem jest nabita. Program jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie – podoba się nadzwyczajnie i wszyscy twierdzą, że jest na poziomie stolicy i szkoda nas na Lubań. Boruński jest doskonałym reżyserem i conferencierem. Nastrój jest przemiły. Nazywamy się „zrzeszeniem amatorów”. Naprawdę jest ładnie (…)
Gramy dalej!
Pochlebne recenzje prześcigały się jedna przez drugą: Hanka Dederko w roli „Zośka wariatka” była niezrównana, jej tragizm uwydatniający się w każdym geście, w obłędnym tańcu, w tych momentach milczącej grozy i wybuchach szalonego śmiechu jest prawdziwym artyzmem.
(…)Ta sama artystka w skeczu „Bestia”. Scena przedstawia urzędnika, który w przerwie obiadowej chce się trochę zdrzemnąć, ale skądinąd najsympatyczniejsza żoneczka, która zresztą kocha bardzo swego mężulka nie daje mu odpocząć…przez serdeczną troskliwość; gdy on położył się na otomanie, żoneczka głaszcze go po głowie, rozmawia, a w końcu zaczyna bardzo ładnie śpiewać, ale mąż w swym egoizmie tego nie rozumie i zwraca jej uwagę, aby zachowywała się spokojnie, na skutek tego żoneczka szczebioce jeszcze więcej, aż w końcu ten mąż o zgrozo…krzyczy: bestio!
(…)Trzeba było widzieć tą reakcję: od najwyższego zdumienia po przez całą gamę najróżniejszych uczuć, odzwierciedlających się na twarzyczce, poprzez niewinną minkę skrzywdzonego dziecka, do histerycznego niemal szlochu obrażonej godności kobiecej, nie dającego się ukoić, aż pod wpływem pieszczot chwiejącego się ze zmęczenia męża. To była gra na miarę europejską.
Po pierwszym programie ucichło wokół „Siódmego Nieba”. Spokój ten był tylko pozorny. Gazeta „Na straży” spieszyła z najnowszymi wiadomościami: Teatrzyk „Siódme Niebo” zamknął chwilowo swe podwoje dla mieszkańców Lubania. Nie dowodzi to jednak bynajmniej, że „Siódme Niebo” będzie w tym czasie próżnowało. Po pierwsze teatrzyk ten udaje się obecnie na objazd po miasteczkach i wsiach prowincjonalnych.
A po drugie… Po drugie zespół przystąpił już do opracowywania następnego programu. Program ten będzie dla naszej publiczności miłą niespodzianką. Styl przygotowywanego widowiska odbiega silnie od wszystkiego, co było dotychczas i czego widz może się spodziewać. Włodzimierz Boruński, kierownik literacki teatru obecnie… poci się nad spłodzeniem przyszłego programu. Zobaczymy, jakie dziecko, urodzi się z tego serdecznego potu.
I nie miało żadnego znaczenia, że bilety były w cenach iście „warszawskich”, po 40-60 złotych. Oni chcieli grać dalej! Wcześniej należało uzupełnić materiał, po który Boruński pojechał do aż do „centralnej Polski”. Nowy program Nr 2, który przygotowuje zrzeszenie amatorów teatru „Siódme Niebo” (…)obfitować będzie w cały szereg rewelacyjnych obrazów. Przebojem programu będzie arcyoryginalna inscenizacja muzyczna, o podłożu satyryczno-społecznym p.t. „Dziki Zachód”, w której ujrzymy mnóstwo niebywale wesołych skeczy najlepszych autorów – satyryków polskich, oraz usłyszymy wiele pięknych piosenek o zabarwieniu frywolnym i sentymentalnym. Dekoracje i kostiumy nowe efekty świetlne wzmocnione słowem nowy program naszego miłego teatrzyku będzie niewątpliwie nie lada wydarzeniem artystycznym naszego miasta.
I był! „Dziki Zachód” był widowiskiem muzycznym, stworzonym przez znaną spółkę autorską Zdzisław Gozdawa i Wacław Stępień. Prawdopodobnie zadziały tu rozległe znajomości i kontakty Boruńskiego, który ściągnął odpowiednie teksty. Jak wyjaśniał dołączony do biletu za 10 złotych program „…w obrazie tym widzi się jasno, że romantyczny Dziki Zachód jest dla niektórych tylko przedsiębiorstwem handlowym”. Aluzja do Lubania? Była aż nadto widoczna!
Grali Nuna, Marta, Hanka, Boruński. Do zespołu doszli świetnie śpiewający Miecio Mrzygłód, pracujący w Urzędzie Miejskim a pochodzący z Rzeszowa, brat słynnego sprawozdawcy sportowego, Jerzego i Wit[old] Zacharzewski, w „cywilu” kierownik restauracji w Olszynach.
W drugiej części widowiska grano teksty Juliana Tuwima, do których miano dostęp z „pierwszej ręki”, bowiem Tuwim – co miało istotne znaczenie – był bliskim kuzynem Włodzimierza Boruńskiego, a co Lubań „odkrył” dopiero po powrocie Tuwima z wojennej tułaczki za Atlantykiem w 1946 roku, grano teksty Stefanii Grodzieńskiej i Jerzego Jurandota, grano oczywiście Boruńskiego. Konferansjerkę poprowadziła Nuna Bergmannowa.
Kolejny sukces skonsolidował młody zespół. Ewa Turno-Ornowska, lekarz-stomatolog z zawodu, dla której działalność artystyczna stanowiła w „Siódmym Niebie” odskok od codziennej praktyki lekarskiej, mogła pochwalić się swoimi osiągnięciami: Wspaniała jest Hanka Dede. To jest siostra Dederki, uczennica Szkoły Dramatycznej, bardzo zdolna, wyróżniana w szkole przez Zelwerowicza. Ja się też mocno podciągnęłam w grze i recytacji, dzięki wskazówkom Hanki. Doskonali są oboje Pietraszkowie, Nuna. Jednym słowem zespół dobrany.
Mąż Ewy, Stefan Turno-Ornowski był oficerem, jeszcze przedwojennym, frontowcem z 7 Dywizji. W Lubaniu, zdemobilizowany, został wybrany burmistrzem Lubania. Boruński, jak przystało na bystrego obserwatora lokalnego życia, szybko pospieszył z życzeniami do Stefana:
Życzenia noworoczne dla burmistrza miasta
Burmistrzu nasz, życzymy Ci,
Byś wyprowadził z matni
Magistrat, miasto nasze, – i
Żebyś już był ostatni!
Bóg dwa nazwiska Tobie dał,
Więc takie moje zdanie:
Że Turno, gdyby odejść miał.
Ornowski pozostanie!
O czystość miasta niechaj dba
Czcigodna Twa osóbka!
Niechaj zniknie, w roku tym, raz-dwa:
Przed każdym domem kupka…
I jeszcze o to, proszę Cię
troszeczkę się pomorduj,
By pierzchła wreszcie plotka, że
Nie zamknie nikt Rekordu!
Oczywiście, że nie! Bo w „Rekordzie” występowało „Siódme Niebo”!
Zapada kurtyna
A jednak wszystko ma swój kres. Trudno dziś dokładnie ustalić, jak długo występowało „Siódme Niebo”. Prawdopodobnie dwa sezony artystyczne. Boruńskiego ciągnęło w wielki świat. Stolica szybko dźwigała się ruin, on sam często wyjeżdżał do Warszawy. Tymczasem „Siódme Niebo” próbowała przejąć Nuna Bergmannowa. Nie wychodziło jej to najlepiej, spektakle coraz częściej zamieniały się w „wieczory artystyczne”. Podpora zespołu, Włodzimierz Boruński wkrótce został w Warszawie i … nie żałował. Choć wiedział, że pozostawił w Lubaniu oddaną mu grupę artystycznych przyjaciół. Zdaję sobie sprawę, jak Wam tam jednak musi monotonnie płynąć dzień po dniu i z jaką rozkoszą przyjechalibyście trochę się „odświeżyć” w Warszawie – pisał w 1949 roku do mieszkających w Lubaniu Turno-Ornowskich. – A w Warszawie naprawdę jest uroczo i diabelnie jakoś szczęśliwie, jeśli się można tak wyrazić. Pogoda życia wszystkich bez wyjątku ludzi, szeroki wachlarz wszelkiego rodzaju przyjemności poza pracą, prawdziwie ożywczy głęboki oddech życia codziennego – oto co najbardziej – charakteryzuje dzisiejszą naszą Stolicę, która z dnia na dzień staje się coraz piękniejsza.
Teatry są przepełnione, jednak bywam w teatrach. Widziałem doskonałą sztukę polską Kruczkowskiego „Niemcy”, wesołą komedię muzyczną „Zemstę nietoperza i byłem w „Syrenie” na „Panu z milionami”. Poziom tych przedstawień, z wyjątkiem „Syreny”, jest rzeczywiście bardzo wysoki, na pewno wyższy, niż wieczory artystyczne urządzane w Lubaniu przez b.p. Bergmanową(…)
Całkowicie poświęcił się pracy literackiej. Dużo pisał wierszy – głównie do „Kuźnicy”. Przekłady satyryczne do „Szpilek”. Tłumaczył sztuki teatralne. Kończę tłumaczenie „Maskarady” i „Demona” Lermontowa, przygotowuję wiersze wojenne – frontowe z roku 1944-1945, a poza tym mam cały szereg drobnych zamówień do prasy codziennej, periodyków, radia i filmu – pisał do lubańskich przyjaciół. – Żona moja również dużo pisze, przeważnie humorystykę w „Szpilkach” i „Murze”. Żyje się nam dobrze i dosyć bogato (…) Został zawodowym aktorem . Lista filmów, w których wystąpił jest naprawdę długa. W 1975 roku zagrał w „Zaklętych rewirach” według powieści Henryka Worcella. Reżyser, Janusz Majewski, obsadził Boruńskiego w roli dziennikarza, redaktora Nowakowskiego. Grał czy… był sobą?
W zespole „Siódmego Nieba” występowała jeszcze jedna indywidualność – Witold Dederko. Należał do wielopokoleniowego rodu znanych fotografików polskich. W 1980 roku, w stulecie 100 rocznicy urodzin jego ojca – Mariana, wybitnego polskiego fotografika oraz 60-lecia pracy twórczej jego syna Witolda, w Starej Galerii Związku Polskich Artystów Fotografików zorganizowano wystawę „Cztery pokolenia Dederków”. O Witoldzie Dederce krążyło wiele „fotograficznych” anegdot.
Pierwszą była pewna blondynka. Przyszła do zakładu ojca Witolda, Mariana, na Placu Trzech Krzyży w Warszawie, kiedy właściciel wyjechał akurat na ważną konferencję kolonialną Ligi Morskiej. Na gospodarstwie zostawił co prawda czeladnika, ale ten po zapoznaniu się z zawartością kasy zapił się tak dokładnie, że przez dwa tygodnie nie przychodził do pracy. Kilkunastoletni Witek zrobił więc w imieniu ojca pierwsze w swym życiu zdjęcie. Klientka była bardzo niezadowolona. Potem ojciec i syn pracowali razem nad portretami wykonywanymi własną metodą nazwaną fotonitem. Ojciec, który był uczniem samego Jana Bułhaka, pozostał przy portrecie i fotonicie. Syn Witold poszedł w kierunku reportażu. – Usiłuje odtąd utrwalać świat ludzkich przeżyć, nazywa siebie reporterystą – pisano o nim.
Marian Dederko był wykładowcą na kursach Towarzystwa Fotograficznego. Kiedyś spóźnił się na wykład, więc na salę wepchnięto Witolda, żeby i tym razem zastąpił ojca. Tematem wykładu był akt, a modelką…tamta pechowa blondynka z zakładu fotograficznego! Na niej to mokry od potu wykładowca z przypadku objaśniał słuchaczom tajemnice anatomii.
Przez kilka lat Witold Dederko pracował w Polskiej Agencji Telegraficznej. I tam jednak prześladował go pech. To zamiast banalnego portretu dostojnika przyniósł znacznie ciekawsze studium kłapouchego osła, to znów potężnym ładunkiem bezdymnej magnezji o mało nie wysadził w powietrze Sejmu. Fotoreportera Dederkę ściągała kiedyś straż pożarna, wezwana przez przechodniów, gdy wdrapał się w poszukiwaniu ciekawego ujęcia na wysoki komin.
Najbardziej dramatyczna przygoda spotkała go jednak na jakimś oficjalnym przyjęciu. Uwieszony gdzieś u gzymsu jedną ręką, z wielką kamerą w drugiej, poczuł w pewnej chwili, że opadają mu spodnie…
W końcu 1939 roku z całego dorobku została Dederkom tylko większa ilość substancji garbnikowej – taniny, używanej do wywoływania filmów. Z konieczności firma Dederko i Syn zajęła się produkcją soków owocowych z buraków, pasztetów bez mięsa i herbaty z taniny. Potem Niemcy zaczęli poszukiwać w Warszawie specjalistów od zdjęć lotniczych, więc Witold Dederko przeniósł się do Radzynia, gdzie obfotografowywał wszystkie wesela i chrzciny.
Radzyń. To jakże ważne miasteczko na Podlasiu miało odegrać znaczącą rolę w późniejszych dokonaniach Dederki i innych. Długo rozmawiam o tym z panią Lidią Tetiuk, mieszkanką Lubania, której losy splatają się także z tym miastem. Tu bowiem spotkali się po raz pierwszy przyszli aktorzy „Siódmego Nieba”.
– Dederko ukrywał się w podziemiu – mówi Lidia Tetiuk. – W Radzyniu formowała się nasza dywizja 2 Armii Wojska Polskiego. Tam trafiła Ewa Nawrocka, radzynianka, późniejsza Turno-Ornowska, Marta z Warszawy, Józek Pietraszek z Zaolzia, Janina Bergmannowa, Boruński. Mieli za zadanie założyć teatr dywizyjny i założyli. Pomocniczo, gdy nie było czasu na aktorstwo, stworzono z nich jednostkę sanitarną. Z dywizją przeszliśmy szlak bojowy. Forsowaliśmy Nysę. W Czechach zakończyliśmy wojnę.
Potem, z krótkim epizodem z Oławie, powrócili do Lubania. Tu wcześniejszy „Biuletyn informacyjny dla wojska i osadników wojskowych” przekształcił się w gazetę lokalną „Na straży”. Ukazywała się dwa razy w tygodniu, drukowana w byłej drukarni Carla Goldammera, gdzie pani Lidia podjęła pracę a Boruński został redaktorem naczelnym. Założyli nawet spółdzielnię wydawniczą, która nazywała się tak, jak gazeta – „Na straży”.

Lidia Tetiuk osadniczka wojskowa, pracowała w lubańskiej drukarni. Obok nich siedzieli redaktorzy „Na Straży” – Boruński i Dederko. Humor ich nie opuszczał, a życzenia świąteczne otrzymała Lidia oficjalnie, drogą pocztową.
– Wtedy nie oddzielano drukarni od redakcji – mówi Lidia Tetiuk. – Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę. Naszym kierownikiem drukarni został pan Filipecki. Niedługo później z jego siostrą ożenił się jeden z redaktorów, Witold Dederko.
Gazeta, oprócz wiadomości z kraju i świata, dostarczała jakże cennych informacji z lubańskiego podwórka. Ba! Drukowała nawet powieści w odcinkach! Nawiązywały do pierwszych dni na nowych ziemiach. Jedna nosiła tytuł „Gdy Zachód był dziki”, druga – „Most bez poręczy”. Obie napisał Wojciech Grzelik.
– To był pseudonim literacki Witolda Dederki – Lidia Tetiuk odsłania jeszcze jedną lubańską tajemnicę. – On był naprawdę wszechstronnie uzdolniony. Nawet jako młody szeregowiec, który przeszedł szlak bojowy, pisał wojenne wiersze. Wydała je nasza spółdzielnia w tomiku „Grunwald nowy”.
Rzeczywiście, biorę do ręki zachowany zwarty tomik poetycki „Grunwaldu”. Na pamiątkę wspólnej wycieczki za Nissę 16.4.45 – 9.5.45 – napisał w dedykacji Ewie Turno-Ornowskiej.
Dederko po wojnie odgrzebał gdzieś heliografikę, archaiczną metodę używaną przeszło sto lat temu przez Wedgwooda i odbijał na gumie niepowtarzalne ilustracje, którymi zdobił swoją późniejszą poezję.
*

Lubań 1980. „Siódme Niebo” znów urządza w Lubaniu walny zjazd. Od lewej: Włodzimierz Boruński, Ewa Turno-Ornowska, Witold Dederko. Z prawej – Ludwik Anioł ówczesny dyrektor Muzeum Osadnictwa Wojskowego.
Lubań, rok 1980. Z okazji 760-lecia Lubania dochodzi do spotkania po latach. Wspólnie z panią Eugenią Wielgus, wówczas zastępcą naczelnika Lubania, przeglądam dawne zdjęcia z tej uroczystości. W ratuszu zjawia się „Siódme Niebo” – jest Boruński, Dederko, są Pietraszkowie i Turno-Ornowscy. W tym składzie spotykają po raz ostatni.
Siódme niebo, siódme niebo
Urządziło tu w Lubaniu walny zjazd
Spójrzcie – jak się iskrzy milionami gwiazd
Jak się srebrzy uśmiechami polskich miast!
Witold Dederko zmarł w roku 1988.
*
Włodzimierz Boruński na ekranie zadebiutował w roku 1961 w filmie „Zaduszki” Tadeusza Konwickiego. Zagrał w filmach: Salto, Niekochana, Długa noc, Zazdrość i medycyna, Ziemia obiecana, Czterdziestolatek (serial tv), Zaklęte rewiry, Personel (tv), Polskie drogi (serial tv), Lalka (serial tv), Sprawa Gorgonowej, Lekcja martwego języka, Zamach stanu, Czułe miejsca, Dolina Issy, Klakier, Wedle wyroków Twoich…i w 1985 – Mrzonka (tv). Otrzymał nagrodę na II Festiwalu Polskiej Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie 78. Zmarł w roku 1988, tym samym co Dederko.
Nuna Bergmannowa przez krótki okres czasu prowadziła kółko sceniczne przy Związku Osadników Wojskowych. W repertuarze kółka były głównie tańce ludowe, śpiewy i recytacje. Kółko borykało się z trudnościami finansowymi, brakowało na kostiumy i …kurtynę! Więc Nuna zagroziła burmistrzowi (a był nim Stefan Turno-Ornowski), że jak nie dostanie pieniędzy, to… pójdzie zamiatać ulice! Jak postanowiła, tak zrobiła. Jej artystyczny protest był szeroko komentowany, nie tylko w Lubaniu. Później wyjechała z Lubania, prawdopodobnie do jednego z teatrów Wybrzeża i słuch o niej zaginął.

Miasto Lubań przyznało Boruńskiemu honorowe obywatelstwo (wręcza je naczelnik miasta Władysław Mospan, z prawej). Z tyłu Stanisław Tymicz i Eugenia Wielgus.
Turno-Ornowscy i Pietraszkowie zostali w Lubaniu. Ewa Turno-Ornowska była znaną dentystką. Jej mąż, Stefan, jeden z pierwszych burmistrzów powojennego Lubania, później przez wiele lat był nauczycielem szkół średnich. Józef Pietraszek doprowadził do rozkwitu „Lubańską Bawełnę” i długo w niej dyrektorował. Marta, żona Józefa, zajmowała się działalnością artystyczną kierując Domem Kultury „Włókniarz” w Lubaniu. Wszyscy spoczywają na Cmentarzu Komunalnym w Lubaniu.
Siódme niebo, siódme niebo
Dziś zabiera wszystkich ludzi w swoją moc
I przegania smutek i rozwidnia noc
I przynosi wszystkim ludziom szczęścia moc.
Postscriptum
26 lutego 2004 roku z inicjatywy redakcji „Przeglądu Lubańskiego” a przede wszystkim dzięki ofiarności wielu ludzi dobrej woli, na ścianie kamienicy Rynek 13 zawisła pamiątkowa tablica, mówiąca że:
tu było Siódme Niebo,
teatr literacko- artystyczny
działający od 1945 roku
Tablicę odsłoniła nestorka, pani Lidia Tetiuk. Niedługo potem sama odeszła na zawsze. I pewnie tam gdzie jest, spotkała już swych przyjaciół z „Siódmego Nieba”. Na pamiątkowej tablicy nie mogło zabraknąć słów z przedstawienia, w którym Włodzimierz Boruński, z Basztą Bracką na głowie, obwieszczał wszem i wobec:
Hallo, Lublin! Tu Warszawa!
Hallo, Kraków! Tutaj Łódź!
Co za rwetes, co za wrzawa.
Tylko okiem bracie rzuć!
Niewygodnie trochę mnie z tym
Bo to swoją wagę ma –
Ja przepraszam – Lubań jestem –
Najważniejsze miasto dnia!
***
(w tekstach „Siódmego nieba” zachowano pisownię oryginalną)
Janusz Skowroński, regionalista i dziennikarz, autor licznych książek specjalizujący się w literaturze faktu. Napisał m.in. biografię ks. Jana Winiarskiego („Oto idę”), partyzanckie losy doktora Lucjana Kopcia („Szpital leśny AK 665”). Od wielu lat bada i opisuje tajemnice Dolnego Śląska, w tym Lubania, Karkonoszy, Gór Izerskich czy Zamku Czocha. Jego najnowsza książka to „Lorentz:odnalazłem Matejkę!” opisująca grabież dzieł sztuki podczas II wojny światowej i ich odnalezienie w Karkonoszach.
Red.
Data publikacji 25.09.2025 r.
Komentarze
Weekend z historią. Włodzimierz Boruński w Lubaniu — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>