Historia lubańskiej drukarni rodziny Goldammer cz. 2
Zgodnie ze starą zasadą rynku pojawiła się również konkurencja w postaci „Laubaner Neuesten Nachrichten”. Dla młodego wydawcy Carla Friedricha Goldammera był to powód, aby zwiększyć rozmiar codziennej pracy w celu poprawy jakości materiału i samej treści. Wprowadzono też nowe rubryki. W 1925 roku jako dodatek do gazety codziennej pojawił się „Heidebote”, przeznaczony głównie dla mieszkańców Czerwonej Wody i Węglińca, jednak życzliwie przyjęty przez wszystkich czytelników.
Chęć przyciągnięcia czytelników spowodowała włączenie do „Laubaner Tageblatt” poczytnych suplementów: „Sport i gimnastyka” w poniedziałki, „Matka i dzieci – szkoła życia” we wtorki, „Dla naszych kobiet” w środę oraz „Dom, sad i ogród” w czwartek. Tym sposobem w 1927 roku liczba odbiorców zwiększyła się do 7.300. Dostawa codziennej prasy została zorganizowana do każdego, nawet najdalszego odbiorcy na terenie powiatu. Uruchomiono dodatkowe punkty sprzedaży i lokalnej dystrybucji. Postawiono na punktualność. Dwa czarne samochody dostawcze codziennie dowoziły 4.000 egzemplarzy do najodleglejszych zakątków, blisko drugie tyle sprzedawano w Lubaniu.
Carl Friedrich Goldammer oprócz bieżących obowiązków w zakładzie zmuszony był sprostać wyzwaniom galopującej inflacji, co wiązało się z koniecznością postawienia na nowinki techniczne. Druk w nowej technologii offsetowej wymusił rozbudowę starego zakładu. W 1927 roku uruchomiono dwa nowe stanowiska do tego druku, co pozwoliło wejść na rynek niemiecki i gwarantowało obsługę największych browarów i szybki rozkwit firmy.
Potwierdzeniem silnej pozycji lubańskiej drukarni były zapisy w książce „Die Preussische Oberlausitz”, wydanej w 1927 roku przez Deutschen Komunal-Verlag w Berlinie, gdzie na stronach 302-306 znajduje się dokładne sprawozdanie z osiągnięć i pozycji drukarni Goldammera na rynku niemieckim. Czytamy, że w 1890 roku zakład zatrudniał 40 pracowników, a w roku 1927 – 115. Dobrym odzwierciedleniem rozwoju i wielkości drukarni jest stan parku maszynowego. W 1890 roku pracowano na 6 maszynach o napędzie parowym, kiedy w roku 1927 było ich 50.
Rok 1927 – czas rozkwitu firmy, stał się też okresem żałoby w drukarni i Lubaniu. 24 maja zmarł założyciel drukarni Carl Goldammer senior, pozostawiając firmę w pewnych rękach żony i syna Carla Friedricha.
Zima 1928/29 zapisała się 37 stopniami mrozu i zaspami, które kierowca Max Stahr upamiętnił na fotografii z okolic Platerówki. Zdjęcie to znalazło się w bieżącym numerze za sprawą nowej techniki w zakładzie. W tekście znajdą Państwo zdjęcie innego kierowcy – Rosjata. Idąc z postępem, w gazecie powstał dział reprodukcji z wykorzystaniem klisz fotograficznych. W ten sposób po raz kolejny Goldammerowie zainwestowali w kolejną nowinkę techniczną. Tym sposobem wczorajsze zdjęcie już dzisiaj schodziło z maszyny zdobiąc kolejny numer „Laubaner Tageblatt”.
Rok 1930 był czasem okrągłego jubileuszu 50-lecia flagowego, poza tkalniami, lubańskiego zakładu. Do jubileuszowej edycji z maszyn zakładu schodziło dziennie blisko 8.000 egzemplarzy, co zważywszy, że dwa inne lubańskie dzienniki mocno naciskały, stanowiło niemały sukces. Wszystko dzięki wyprzedzaniu o krok konkurencji w zakresie nowinek technicznych, zarządzania i marketingu.
Carl Friedrich Goldammer był zapalonym fotografikiem i amatorem filmowania. Posiadał najnowszą kamerę 35 mm, którą nakręcał nie tylko rodzinne spotkania i uroczystości, ale także istotne wydarzenia z terenu powiatu lubańskiego. Była duża ciężka i nieporęczna, z dużą rolką filmu u góry, napędzana korbą, co utrudniało filmowanie, a często stwarzało zagrożenie, jak podczas rejestrowania powodzi w 1926 roku.
Rolki z filmami przechowywane były w domu w pancernej szafie. W celu zapewnienia trwałości klisz w pojemnikach znajdowały się tabletki kamfory. Kiedy w 1945 roku Polacy odkryli sejf, nie bacząc na wyjaśnienia woźnego Bruno Hergesella i nie mogąc go otworzyć, spodziewając się kosztowności wysadzili drzwi i całe archiwum rodzinne, firmy i lokalnego dziedzictwa w jednej chwili uległo zniszczeniu. Zachowała sie tylko jedna klisza ze zdjęciami z lat 1938-1944 u krewnych w Weimarze. Najstarsza córka Carla Friedricha Goldammera – Hannelotte Sieglitz już w latach siedemdziesiątych zdygitalizowała jedyną pamiątkę rodzinną. Dzisiaj już wiemy, że zachował się jeszcze album rodzinny, z unikalnymi zdjęciami, będący w posiadaniu lubańskiego kolekcjonera Janusza Kulczyckiego.
Z okazji 50-tej rocznicy istnienia firmy pomyślano o przygotowaniu filmu z obchodów, z założeniem pokazania go w Laubaner „Welt-Theater”. Równocześnie powstała 60-stronicowe wydanie pamiątkowe oraz 56-stronicowe wydanie specjalne flagowej „Laubaner Tageblatt”. Oczywiście oba wydrukowane w technice offsetowej. Do redakcji napłynęły liczne listy gratulacyjne, w tym od Prezydenta Rządu i Ministra Rzeszy. Wszystkie listy pochwalne znalazły sie we wspomnianym wcześniej wydaniu specjalnym i jubileuszowej edycji z 16 listopada 1930 roku. Dzień wcześniej Lubań obchodził święto gazety. Była parada wozów służbowych i wozów reklamowych, w miejskim kinie zorganizowano dwa bezpłatne seanse filmowe, które cieszyły się takim powodzeniem, że wyświetlano je przez kolejne kilka dni.
Ten wspaniały klimat trwał do 30 stycznia 1933 roku, kiedy to władzę w Niemczech przejęła partia nazistowska. Zgodnie ze swoją doktryną chciała rządzić samodzielnie, narzucając prasie sposób jej kreowania i ograniczając drastycznie wolność słowa. NSDAP oczekiwała, że liberalny „Laubaner Tageblatt” podąży śladem innych gazet. Zresztą wsparła lokalnego rywala – „Laubaner Neueste Nachrichten”, który sprzymierzył się ze zgorzeleckim „Oberlausitzer Tagepost”. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że w nowej wersji znalazły sie wiadomości z miasta i powiatu lubańskiego. Mariaż ten nie trwał jednak długo, gdyż zachłanność działaczy partyjnych doprowadziła gazetę do zaprzestania publikacji na rynku. Wcześniej Carl Friedrich Goldammer ostro zaatakował partię za jednostronne i niesprawiedliwe metody rynkowe, co spowodowało restrykcje wobec wydawcy. Pozbawiono go długoletniej prezesury w lubańskim ADAC (Niemiecki Klub Motorowy), wyrzucono z klubu tenisowego odbierając jednocześnie dwa korty tenisowe, a nawet grożono morderstwem. Eskalacja gróźb narastała, kiedy pewnego marcowego ranka 1935 roku w domu Carla Friedricaha Goldammera pojawiło się gestapo. Został przewieziony samolotem do Berlina, gdzie spotkał się z Ministrem Propagandy Rzeszy Dr Goebelsem, SS-Gruppenführerem Dr. Dietrichem. Wyrok jaki otrzymał był przerażający – natychmiastowe haniebne wydalenie z Izby Prasowej Rzeszy, konfiskata mienia i zakaz zamieszkania w promieniu mniejszym niż 15 km od Lubania. Odwet nazistów wymazał otwarty dom Goldammerów z życia towarzyskiego. Nawiasem mówiąc, już w powojennych Niemczech Carl Friedrich Goldammer został z tego tytułu oficjalnie uznany za ofiarę faszyzmu z odszkodowaniem i emeryturą.
Na „polu bitwy” pozostała siostra właściciela, pani Olga Bahro-Goldammer – komandytariusz drukarni. Teraz na jej barkach spoczęła potrzeba utrzymania firmy i rodziny, a także przekonania czytelników do niezmiennego „Laubaner Tageblatt”. Udało się jej, pomimo dużych oporów nazistów, uzyskać zgodę Izby Prasowej Rzeszy na kontynuację pracy brata. Niestety stało się to pod pewnymi warunkami i odtąd aby zachować elementy liberalne, musiała przystać na publikowanie propagandy partyjnej.
Powoli, ale systematycznie zaczął rosnąć nakład i w kolejnych latach osiągnął ponownie poziom 8.000 czytelników. Wyrzucony z Lubania Carl F. Goldammer utrzymywał kontakty zawodowe i towarzyskie dzięki założonej w Magdeburgu spółce dystrybucyjnej na teren Rzeszy. Centralna lokalizacja i wcześniejsze kontakty pozwalały na rozwój biura i pomoc siostrze. Wszystkie działania marketingowe zatrzymał wybuch wojny. 24 sierpnia 1939 roku otrzymał powołanie do Wermachtu i jako prosty żołnierz odbył kampanię polską. W wyniku urazu i niedyspozycji zdrowotnej powrócił do Magdeburga i zajął się tym co umiał najlepiej…
Wojna spowodowała bolesne braki w pracownikach drukarni. Spadał nakład, gdyż piętrzyły się trudności zaopatrzeniowe. Podobnie jak podczas I wojny światowej, sukcesywnie unieruchamiano kolejne maszyny. Nakład musiał ukazywać się do końca każdego dnia, z czego wiele setek egzemplarzy trafiało do żołnierzy na pobliski front. Oczywiście kosztem mieszkańców.
Kiedy front zbliżył się do Lubania „Laubaner Tageblatt” musiał dalej regularnie ukazywać się. Napływające sprzeczne komunikaty, przenoszone następnie do druku często dezorientowały czytelników. Nie można było czekać z drukiem, ponieważ gazeta ukazywała się „na rozkaz”. Najświeższe informacje mieszkańcy zdobywali w samej drukarni, gdyż miała stałą łączność telegraficzną listową i kurierską.
Kiedy w wyniku działań wojennych Rosjanie bliscy byli zajęcia miasta, pani Bahro z pomocą kilku pracowników powołanych do Volkssturmu zabezpieczała przed zniszczeniem telegraf, dokumenty firmy, kompletne roczniki gazety. Maszyny pozostawiono na swoim miejscu, jedynie je konserwując w nadziei szybkiego powrotu po ewakuacji. Powrotu, który nie nastąpił.
Autor: Zbigniew Madurowicz
Zbigniew Madurowicz jest pasjonatem historii, publicystą i regionalistą związanym ze Stowarzyszeniem Miłośników Górnych Łużyc. Z wykształcenia jest cenionym farmaceutą.