Czy Lubań to „folwark” władzy?
Pomimo różnych poglądów mieszkańców, większość chyba zgodzi się, że miastom pokroju Lubania zawsze dobrze robi silna władza wyłoniona w lokalnych wyborach samorządowych. Niewielu dzisiaj byłoby w stanie zaakceptować niegdysiejszą metodę obsadzania kierowniczych stanowisk ludźmi „przywożonymi w teczkach” według arbitralnych rozstrzygnięć gdzieś w „centrali”. Zatem jest ogólna zgoda na to, by kierujący miastem burmistrz miał silną pozycję i aby nie był zbytnio skrępowany w podejmowaniu swych decyzji. Z drugiej strony chcielibyśmy jednak, aby burmistrz korzystając ze swych uprawnień szanował pewną subtelną granicę, poza którą nie powinien w swych decyzjach wykraczać.
Teoretycznie wszyscy się zgodzą, ale praktycznie, wyznaczenie granicy której przekraczać nie powinien, podzieli skutecznie dyskutujących. Zatem ustalenie granicy powinno być na tyle obiektywne, aby przynajmniej minimalizować podział na zwolenników i przeciwników tego „co może”, a „tego czego nie powinien” robić Burmistrz Miasta Lubań. Moim zdaniem takim kryterium może być orzecznictwo sądowe.
Przyjrzyjmy się zatem polityce personalnej Arkadiusza Słowińskiego pełniącego obecnie funkcję Burmistrza Lubania.
Chyba żaden pracodawca w regionie nie miał tylu spraw sądowych z byłymi pracownikami co obecny burmistrz Lubania. Od kiedy Arkadiusz Słowiński zasiadł na miejscu włodarza miasta w lubańskim magistracie, postanowił rozprawić się z pracownikami których uważał za swoich politycznych, a czasami wręcz osobistych wrogów. Zaczął od zwolnienia Małgorzaty Chojnackiej z funkcji szefowej lubańskiej oświaty. Chojnacka odwołała się od decyzji burmistrza do sądu i sprawę wygrała. Później przyszła kolej na następnego pracownika Urzędu Miasta Lubań Czesława Rutanę. Ten również zaskarżył decyzję Arkadiusza Słowińskiego i sprawę wygrał. Następnym zwolnionym był Bogusław Borowski, prezes miejskiej spółki – Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Borowski również poszedł do sądu i także sprawę wygrał. Przed kilkunastoma dniami Arkadiusz Słowiński usunął ze stanowiska Zastępcy Skarbnika Miasta a następnie zwolnił z pracy Magdalenę Wydrę, którą zresztą sam na te funkcję powołał. Jako powód zwolnienia urzędniczki podano – utratę zaufania do pracownika. Była wiceskarbnik już odwołała się do sądu.
Podane przykłady mają również wymiar finansowy, bo po pierwsze od poszczególnych wyroków burmistrz się zawsze odwoływał, co wiązało się z uiszczeniem opłat przy składaniu apelacji a także był zobligowany przez sąd do wypłacania zwolnionym pracownikom odszkodowań, które niestety pochodziły z budżetu Lubania.
Jak widać burmistrz chętnie zwalnia niewygodnych mu pracowników pod byle pretekstem, a jeszcze chętniej zatrudnia w miejscowym magistracie i jednostkach podległych swoich ludzi.
Tymczasem, kiedy przed blisko 2 laty światło dzienne ujrzały bilingi połączeń telefonicznych na numery specjalne i okazało się że dotyczą one służbowej komórki, której używał, już dzisiaj, były Sekretarz Miasta Lubań, wówczas burmistrz urzędnika nie zwolnił, tylko polecił mu uregulować wydzwonioną kwotę i zajął się ustalaniem osoby która wspomniane bilingi z urzędu mogła wynieść. Polityka i personalne rozgrywki wzięły górę nad merytoryczna pracą i dobrem miasta, i to jest najbardziej przykre.
Po opublikowaniu tego artykułu zapewne znowu „posypią się gromy” pod moim adresem za domniemany brak obiektywności, złośliwość, uprzedzenia itd. Wiem, że atakować mnie będą ci „którym się udało”. Mają pracę pracę i należą aktualnie do grona zaufanych burmistrza. Mając wysokie pensje i względnie stabilną pracę przy burmistrzu nie zrozumieją mieszkańców Lubania, którzy niejednokrotnie żyją w biedzie lub na jej granicy, albo po prosu jest im wygodniej nie dostrzegać problemu. Czy zatem Lubań stał się „folwarkiem” władzy?. Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.
Autor: Sławomir Piguła
[poll id=”14″]
[poll id=”15″]