Anatol Sawicki – czas na przywracanie pamięci
Lubań tym razem nie zawiódł. Nie tylko udekorowanymi biało-czerwonymi flagami. 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, przypadający tym razem w niedzielę, obchodzono już po raz trzeci, przy coraz liczniejszym zainteresowaniu mieszkańców i – co cieszy – młodzieży. Były delegacje i poczty sztandarowe szkół, organizacji społecznych. Był – jak zawsze – apel poległych, znicze i kwiaty pod tablicą pułkownika. Byli przedstawiciele władz miasta i powiatu, z burmistrzem, przewodniczącym rady miejskiej i wicestarostą na czele. Zabrakło – też jak zawsze – przedstawicieli lubańskiego muzeum, bo historia żołnierzy wyklętych, nie wiedzieć dlaczego, nie jest w kręgu zainteresowania tej placówki.
Szkoda, bo jest co badać. Kiedy rodzina pułkownika Sawickiego napisała do IPN-u stosowny wniosek o udostępnienie danych o nim, czekała na nie blisko rok. W końcu doczekała się, łódzki oddział IPN-u, który podjął się skompletowania rozproszonych akt po ostatnim komendancie lwowskiej Polski Podziemnej, przekazał kopie akt. Liczą ponad 1000 stron. Jest więc nad czym pracować. Czy miasto, w którym Sawicki podjął po wojnie pracę i zamieszkał stać na podjęcie takiego wysiłku? Mam – jak dotąd – mieszane uczucia. Cała sytuację już trzeci rok, to jest od początku marcowych obchodów, ratują społecznicy, regionaliści i pasjonaci historii. W tym roku dołączyli do nich rekonstruktorzy z GRH Oberlausitz, bo uczestnikom uroczystości zaprezentowano inscenizację aresztowania Anatola Sawickiego. Doszło do niej 16 marca 1948 roku. Komendanta Sawickiego aresztowano w swoim miejscu pracy. Jego bank mieścił się na Magistrackiej 9b. Nad bankiem, na piętrze ma mieszkanie, gdzie czekały żona i córka. Ale Sawicki już tam nie dotarł. Funkcjonariusze PUBP na to nie pozwolili. Żona Emilia i 17-letnia córka Anna nawet nie wiedziały, jaki pojazd zabiera Sawickiego spod domu i dokąd odjeżdża. Ubecy nie pozwoli im zbliżyć się do domowych okien.
W parterze, w banku, na kawałku papieru Sawicki kreśli jeszcze kilka słów i podaje ubekowi. To prośba do żony o spakowanie niezbędnych na drogę rzeczy. Kochanie! wydaj buty, ciepłe skarp.[ety], ręcznik, mydło, grzebień, papierosy i zapałki. Wszystko zapakuj. Całuję Was gorąco Tolek. Jedyne słowo „gorąco” jest umieszczone nienaturalnie z boku podpisu. Emilia Sawicka, wtajemniczona od lat w sprawy konspiracji męża, natychmiast zauważa, że to ostrzeżenie. Ma złe przeczucia. W mieszkaniu nad bankiem nadal pozostają ubecy. Trzech ludzi przez 4 godziny przeprowadza szczegółową rewizję. W tym czasie byłam w mieszkaniu ze swoją mamą – zapisała córka Anna. – Zabrali wszystkie zdjęcia przedwojenne i z okresu wojny oraz dokumenty, w tym dużo fałszywek. Na moją prośbę zostawili kasetkę z kilkoma zdjęciami. Mnie udało się ukryć jedna fałszywkę dokumentu ojca. Jeden z ubeków zabezpieczających klatkę schodową nie dopuszcza, aby ktokolwiek z rodziny miał kontakt z Sawickim i sam znosi na dół przygotowane przez żonę rzeczy. W nich powraca na dół napisana „gorąca” kartka. Sawicki ją zatrzymuje.
W scenie aresztowania zabrakło mi jednej postaci. Radzieckiego skoczka spadochronowego, rannego przy desancie pod Lwowem, którego ochronił Sawicki powierzając opiece późniejszego znakomitego chirurga-ortopedy profesora Adama Grucy. Okazało się, że uratowany skoczek znany małżonkom Sawickim, należał do NKWD. To jego zabrano na akcję do Lubania, by rozpoznał komendanta. Zrobił to skutecznie, choć nitki prowadzące do rozpracowania struktury kierowanej przez Sawickiego prowadzą do Krakowa. To tam był on śledzony, jego rodzina także. Pracę i mieszkanie w dalekim od Krakowa Lubaniu, uzyskał Sawicki dzięki staraniom swojego szwagra, niejakiego Karola Świerczewskiego. Nie miał on nic wspólnego z generałem, który się „kulom nie kłaniał”, to tylko zbieżność nazwisk. Świerczewski podjął pracę w Narodowym Banku Polskim, dziś jest tam bank BZ WBK. Żona, Janina Świerczewska była siostrą Emilii Sawickiej. Zapewne na decyzję pułkownika o przyjeździe do Lubania wpływ miało i to, że w okolicy osiedliło się wielu jego podkomendnych z okolic Lwowa, zwłaszcza hanaczowian. Tu mógł się czuć bezpieczniej niż w Krakowie. Te wszystkie wyjaśnienia należą się w imię odwzorowania historycznej prawdy.
Rekonstruktorzy, zapewne dla plastycznego zobrazowania wszystkim zgromadzonym całego tragizmu wydarzenia tamtego marca 1948 roku, przenieśli rozgrywaną scenę na ulicę, gdzie za skutym i wyprowadzanym do samochodu (do dziś nie wiadomo jakim) pułkownikiem wybiegają żona i córka. Tak w rzeczywistości nie było. Tak jak i to, że Anatola Sawickiego wyprowadzono z budynku, spod 9a. W rzeczywistości była to brama sąsiednia – na dzisiejszej Bankowej 9b – i dziwię się kierownictwu lubańskiego Sanepidu, że nie udostępniło ono rekonstruktorom na tych kilkadziesiąt minut „swojej” bramy w zajmowanym obiekcie. Ale może do wszystkiego trzeba dorosnąć? Do poczucia narodowej pamięci z zachowaniem prawdy historycznej o budynku, w którym się pracuje a o którego roli na przeszło sześćdziesiąt lat kazano nam zapomnieć, także.
Nie było za to problemów z innym budynkiem, miał on „od zawsze” złą sławę. Przekazywany w opowieściach przez lata jako ubecka siedziba a nawet katownia. Ciągnęły się one za nim, nieważne czy było tam do końca wojny gestapo, a tuż po jej zakończeniu bezpieka. Potem pojawił się tu Wydział Oświaty czy – jak do dziś – Urząd Gminy Lubań. Wójt gminy udostępnił do zwiedzania swoje piwnice, które zwykłymi przecież piwnicami nie były. O tym, jak wyglądały tu więzienne cele, wielu przekonało się 1 marca po raz pierwszy. O ubeckim budynku na Dąbrowskiego krążą do dziś różne opowieści, po cichu. Bo głośno ludzie boją się mówić. Nawet po tylu latach. Ktoś coś słyszał, ktoś coś wie. Podobno podczas budowy pobliskich garaży natrafiono przed laty na ludzkie kości. Pan Zbyszek znał takiego jednego, który budował i może potwierdzić. Ale nie chce. Co zrobiono ze szczątkami, nie do końca wiadomo. Według jednej z wersji – wywieziono z gruzem na śmietnik, według innej – pozostawiono w ziemi. Nikt tego nie sprawdzał, bo jak? Więzienne cele. Jedna, dwie, trzy…. Wychodzi, że aż siedem. Na drzwiach zachowane wizjery. Także tabliczki z numerami, choć już zamalowane. Wrażenie robią również schody zejściowe do piwnic. Pod jednym ze stopni szczelina, na wysokości wzroku. Prawie na całą szerokość stopnia. Z jej drugiej strony znajduje się pomieszczenie. Mógł się tam spokojnie zmieścić jeden człowiek. Czy tylko obserwował? Ktoś odkrywa przy podłodze obok drzwi do dwóch cel małe zakratowane otwory. Czy tędy podawano więźniom jedzenie? Gdyby te ściany mogły mówić… Podpułkownik Anatol Sawicki, ostatni dowódca lwowskiej Polski Podziemnej, aresztowany w Lubaniu 16.03. 1948 roku nie trafił od razu do Wrocławia. Kilka pierwszych dni spędził właśnie tu, w jednej z piwnic – cel na Dąbrowskiego. Po uroczystościach na Bankowej, dawnej Magistrackiej, jej uczestniczyli przeszli na Dąbrowskiej, gdzie zwiedzano dawne cele w piwnicy budynku.
Za rok kolejna rocznica pamięci o wyklętych. Może przekopując się przez materiały ubeckie, doczekamy się kolejnej rekonstrukcji? Choćby o tym, jak mogły wyglądać przesłuchania pułkownika. I może wreszcie doczekamy się ulicy jego imienia? Wiem, że dla niektórych to „stara śpiewka” i znów komuś nie spodoba się „ruszanie” Żymierskiego. Kilkoro radnych miejskich obecnej kadencji, którzy uczestniczyli w upamiętnianiu dnia „wyklętych” daje nadzieję na zmiany w tym zakresie. W imię historycznej prawdy i pamięci…
No i pora na to, by lubańskie muzeum zaczęło gromadzić pamiątki po „żołnierzach wyklętych”. W imię tego, do czego zostało powołane…
test i zdjęcia: Janusz Skowroński
O Anatolu Sawickim pisałem m.in:
Skowroński J. „Rozkazuję milczeć”, Odkrywca, nr 4/2013 (dostęp: http://odkrywcy.pl/kat,132794,page,1,title,Anatol-Sawicki-ostatni-komendant-lwowskiej-Polski-Podziemnej,wid,15529417,wiadomosc.html?smg4sticaid=6146e7)
Skowroński J., Kuźniar A. „Rozkazuję milczeć! (cz.2). Zapomniani żołnierze z Placówki „Las””, Odkrywca, nr 5/2013.
Skowroński J., Kapusta R. „Anatol Sawicki – między aresztowaniem a śmiercią. Bliżej prawdy”, Odkrywca, nr 4/2014.
Skowroński J. „Bohaterowie z Lasu”, Gość Legnicki nr 45/2013 (dostęp: http://gosc.pl/doc/1767094.Bohaterowie-z-Lasu/1)