1 Maja w Lubaniu – 46 lat temu. Operacja FALA – kulisy działań bezpieki
Nie zawsze pierwszomajowe święto obchodzono tak, jak życzyła sobie tego ówczesna władza. W 1971 roku lubańska młodzież postanowiła zaprotestować w dość osobliwy sposób – na wieży remontowanego ratusza postanowiono wywiesić… hitlerowską flagę. O tym, czym się to skończyło, możemy przeczytać w wydanej niedawno książce z gatunku literatura faktu, autorstwa lubańskiego dziennikarza Janusza Skowrońskiego.
Książka nosi tytuł “Operacja FALA. Lubań niepokorny”. Jej fragment zamieszczamy poniżej:
Niech się święci 1. Maja!
W 1971 roku nie znano internetu i poczty elektronicznej. Szybkie informacje pisemne przekazywano na odległość telefaxem. Trochę to trwało, zanim gdzieś nadano i gdzieś na drugim końcu odebrano. W sobotni ranek, o godzinie 8.00 dnia 1. maja podporucznik Karpiński z Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Lubaniu skończył nadawać pilny meldunek. Adresatem był oficer dyżurny Komendy Wojewódzkiej MO we Wrocławiu. Telefonogram miał nadany numer 417/71, zajmował 20 linijek kartki A4 i brzmiał:
od KPMO Lubań
do KWMO Wrocław woj.[ewódzkie] stanowisko kierowania
Melduję, że w dniu 1.05.1971 pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Lubaniu – ob. Pawlaczyk Jan zam. Lubań ul. H. Pobożnego nr 5 zawiadomił tutejszą jednostkę o godz. 6.15, że na wieży remontowanego ratusza, w bocznym oknie kopuły wieży na wysokości około 25 m od ziemi wywieszona została flaga z emblematem swastyki.
Flaga uszyta została ze starego materiału czerwonego o wymiarach 140x100cm z naszytym materiałem koloru białego o średnicy 65 cm, na białym tle naszyta swastyka z czarnego materiału wielkości 48 cm. Zarówno brzegi flagi jak i emblemat swastyki zostały szyte maszyną i wskazuje, że sprawca bądź sprawcy umieją szyć na maszynie.
Flaga obszyta jest na drzewcu długości 120 cm. Była ona umocowana dwoma drutami do futryny okiennej. W celu ustalenia sprawcy lub sprawców podjęto czynności operacyjno-dochodzeniowe.
Podpisał: z-ca k-ka pow. ds. bp mjr Kapica
Nadał: Karpiński dnia 1.05.71 godz. 8.00
Przyjęła: Jarosz P.
Od chwili, kiedy na ratuszowej wieży w Lubaniu zauważono wiszącą flagę, do zgłoszenia tego zdarzenia we Wrocławiu minęła pełna godzina i trzy kwadranse kolejnej. Co – oprócz złożenia meldunku wrocławskim przełożonym – można było w tym czasie zrobić? Dużo. Tego poranka jedni szli do kościoła poranną mszę, bo to święto Św. Józefa Robotnika a inni, w przeważającej większości zbierali się przed pierwszomajowym pochodem. Tego poranka nie próżnowała lubańska bezpieka.
– A co Pan wówczas robił? Nasłuchiwał wieści? Nie korciło, aby pójść pod ratusz i spojrzeć w górę? – stawiałem pierwsze z pytań. A mój rozmówca, Krzysztof Łasek, cierpliwie na każde z nich odpowiadał.
– No pewnie! Wyszedłem po ósmej z domu, sam. Dotarłem prosto pod ratusz. Miałem blisko, bo mieszkałem na placu Okrzei pod czwórką. Tak nazywała się dzisiejsza ulica Żymierskiego, od skrzyżowania z Lwówecką aż do Grunwaldzkiej. Flagi na wieży już nie było. Kilka starszych osób stało na dole i głośno rozmawiało. Nadstawiłem ucha. Ponoć przyjechali z Niemiec, neofaszyści jacyś i wywiesili flagę. I cicho sza, nie ma ich. Rozpłynęli się. Łapałem strzępy rozmów. A czas był taki, że znów dyskutowało się o granicy polsko-niemieckiej i jej wątpliwej trwałości..
– W rzeczywistości wy robicie dokładnie coś odwrotnego. Należy przypomnieć, że kilka miesięcy wcześniej, 7 grudnia 1970 roku, zachodnioniemiecki kanclerz Willy Brandt zawarł układ z Polską. Podczas tej wizyty, w Warszawie oddał hołd ofiarom getta i upadał na kolana pod Pomnikiem Ofiar Getta. Świat zapamiętał ten gest, choć za kilkanaście dni inne wydarzenia, robotnicze protesty na Wybrzeżu, miały go przyćmić. Czy Leszek był z Panem?
– Nie, po wywieszeniu flagi już nie. Mieszkał obok mnie, na Wąskiej. Po południu poszedłem pod ratusz… Drugi raz. Gdzieś po dwunastej było. Ktoś jeszcze chodził po wieży. Zapewne milicja.
– Jak? Po rusztowaniu czy od wewnątrz wieży?
– Wewnątrz, tak jak my. Sama wieża nie była pokryta rusztowaniem. Pewnie sprawdzali, co i jak.
– Zachował się nawet dokładny opis czynności milicyjnych.
Krzysztof Łasek bierze w dłonie dokument i czyta. Ten i wszystkie następne widzi po raz pierwszy. Tak się umówiliśmy przed rozmową.
W dniu 1 maja br. o godz. 6.20 oficer dyżurny tut.[ejszej] komendy ppor. Karpiński Kazimierz poinformował mnie, że na wieży Ratusza w Lubaniu wisi flaga z emblematem swastyki. O fakcie tym ppor. Karpińskiego Kazimierza poinformował ob. Michalski Józef, dyr. MPGK w Lubaniu.
W związku z tą informacją udałem się na miejsce zdarzenia, gdzie stwierdziłem, że na jednym z boków wieży (od ulicy Brackiej) na wysokości około 25 m zawisła flaga, na której widoczny jest wyraźnie emblemat swastyki. Flaga ta umocowana była umocowana w bocznym oknie, które ma kształt okrągły.
Z uwagi na to, że już zebrało się kilka osób i w tym czasie w polskim kościele zaczynało się nabożeństwo, poleciłem jednemu z robotników MPGK, ażeby razem udał się ze mną do wnętrza Ratusza i pomógł zdjąć flagę. Robotnik ten o nazwisku Jańczak Jan wszedł razem ze mną na wieżę i pomógł zdjąć flagę. Flaga ta była, tj. element drewniany umocowany był dwoma drutami do okna.
Zaznacza się, że Ratusz w Lubaniu jest w odbudowie. Roboty wykonuje brygada Pracowni Konserwacji Zabytków we Wrocławiu. Na placu obok Ratusza jest pomieszczenie dla stróża, lecz po przybyciu na miejsce nie zastałem stróża. Później dopiero ustaliłem, że stróżuje ob. Wojciechowska Marta, która w niewiadomym bliżej czasie i celu opuściła miejsce pracy.
Na miejscy stwierdziłem, że sprawca (sprawcy) nie miał żadnych trudności w przedostaniu się do wnętrza Ratusza. Można przedostać się przez dwa niezabezpieczone wejścia od Rynku oraz oknem od ulicy Brackiej. Na wieżę Ratusza prowadzą prowizoryczne schody konstrukcji drewnianej.
W rozmowie z ob. Pawlaczyk Jan, zam. w Lubaniu, ul. H. Pobożnego nr 5, ustaliłem, że jednym z pierwszych, który zauważył flagę na wieży Ratusza był ob. Czarny Franciszek, zam. w Lubaniu, pracuje jako sprzedawca obuwia w sklepie położonym w Lubaniu przy ul. Brackiej.
Na miejsce zdarzenia ściągnięci zostali sierż. Maj Jan i Walczyk Jerzy, którzy otrzymali polecenie dokonania oględzin i sporządzenia protokołu oględzin. St[arszy] sierż[ant]Bisztyga Czesław otrzymał polecenie przesłuchania ob. Wojciechowskiej Marty, która pracuje jako stróż. W toku zbierania wstępnych informacji nie udało się ustalić, kto mógł dokonać tego czynu.
– Muszę przypomnieć, jaki był układ budynków przy ratuszu od strony Brackiej. Po lewej stronie stał dom „przyklejony” do ratusza. Pan Czarny miał tam sklep z butami i artykułami szewskimi. Obok niego było PTTK, gdzie w przedsprzedaży można było kupić nawet bilety do kina. Na końcu ulicy było… już nie pamiętam co. Po drugiej stronie była ciastkarnia PSS, zakład produkcyjny rozprowadzał swoje wyroby po całym mieście. Piotruś Bidny go prowadził.
– To kiedy poszliście zawiesić flagę?
– Dzień wcześniej. Pod tunelem, gdzie jest dziś wejście do muzeum. Prowizorycznie czymś tam zastawiono tamto wejście.
– Otworzyliście drzwi i…?
– Jakie drzwi?! Tam nie było żadnych drzwi! Porozwalane wszystko, deski, drabiny. Dziury były wszędzie. Wcześniej wchodziliśmy do środka budowy z innego miejsca, też niezabezpieczonego. Popołudniami chodził tam każdy, kto chciał i wiedział, jak można się dostać.
– Przecież stróżowała tam kobieta.
– Stróżka?! Nigdy tam nie widzieliśmy żadnej stróżki. Podejrzewam, że dyrektor Michalski „sfabrykował” tę wersję. Na papierze, już po fakcie. Musiał coś mówić, skoro rozpoczęto dochodzenie. Powtarzam: nigdy nie widziałem tam żadnego stróża. Pracownicy firmy często po pracy popijali sobie w środku…
– Powróćmy do flagi. Niesiecie ją na górę…
– Flaga zwinięta za pazuchą, drzewce w ręce, drut w kieszeni. I na górę. Dzień jeszcze był.
– Dzień?
– Całkiem widno, więc flagi nie rozwinęliśmy. Poszliśmy to wszystko złożyć na wieży. Okien tam nie było, jedynie same okrągłe ramy. Na samą górę prowadziły drabiny i pomosty pośrednie. Drabiny stały naprzemienne. Zaplanowaliśmy sobie, że zamontujemy same drzewce i przywiążemy je drutem. Flagę położyliśmy obok. Jak się ściemni pójdziemy na wieżę jeszcze raz, na pusto. Tylko z latarkami. Zeszliśmy na dół. Z okna wieży wystawały same drzewce, gołe.
– Powiódł się ten plan?
– Za półtorej, dwie godziny weszliśmy na wieżę ponownie. Już na pewniaka. Wcześniej sprawdziliśmy cały teren wokół ratusza. Na wieży posiedzieliśmy sobie, może z pół godziny, aż ściemniło się. A potem nasunęliśmy flagę na drzewce. Rozwiesiliśmy i chodu, od razu na dół. Po zejściu z drabin, zaczęliśmy przyświecać sobie latarkami. Takie zwykłe latarki, na płaskie baterie, najlepsze w tamtych czasach. Przydały się, niżej przecież nie było schodów. Musieliśmy uważać by nie spaść. Wokół ratusza i rynku panowały ciemności. Wtedy było to normalne. Nie było jeszcze wysokich latarni, jak dziś. Ciemności nam sprzyjały. Światła paliły się dopiero w witrynach sklepowych. W sklepie Czarnego, w PTTK i naprzeciw w zakładzie – ciastkarni Bidnego. Nie wiedzieliśmy, czy przypadkiem tam nie pracują.
– Czy ktoś mógł dostrzec flagę?
– Wszyscy! Z obu stron – od ratusza i od ulicy Brackiej. Dachów nad ratuszem też nie było, także zabudowy tretu. Ze środka rynku wystawała jedynie samotna Wieża Kramarska.
Kiedy uformowany pierwszomajowy pochód ruszał, po fladze na ratuszu nie było już śladu. A miasto już o niej mówiło. Choć początkowo cicho, to z biegiem czasu coraz głośniej i szerzej. Czas upływał a wieść rozchodziła się na prawo i lewo. Początkowo wśród lokalnych oficjeli zgromadzonych na trybunie, by przenieść się na szpalery tłumu obserwującego pochód, wejść wśród jego uczestników, coraz dalej i dalej… Incydentu z powiewającą nad Lubaniem niemiecką flagą ze swastyką w dniu robotniczego święta przywłaszczonego przez komunistów, nie udało się dłużej utrzymać w tajemnicy.
Od redakcji: przedruk fragmentu za zgodą autora i Agencji Wydawniczej CB w Warszawie. Książkę można nabyć w księgarni w Rynku, w Informacji Turystycznej na ul. Brackiej oraz obok – w saloniku prasowym PH “Dawid” B. Muskalskiego lub wypożyczyć w lubańskiej MBP w ratuszu.
Autor: Red.